W Dziewięciu Krainach można było
znaleźć wszystko. Od pełnego lodu, mgły i zimna Niflheimu, gdzie nad duszami
zmarłych króluje Hel, przez zamieszały przez elfy Alfheim, kończąc na świecie
bogów - Asgardzie. Krainy łączyło drzewo
życia, Yggdrasil, święty jesion, którego gałęzie sięgały końców wszechświata.
Przed atakami chroniły go Norny, trzy boginie przeznaczenia, podlewając
sumiennie korzenie wodą ze studni Urdand Brunnen. Mieszkańcy wszystkich krain
starali się nie wchodzić sobie w drogę, choć były także wyjątki.
Asgard był światem bogów, jedyną
drogą do niego był Tęczowy Most Bifrost, gdzie na straży stał Heimdall.
Wcześniej zamieszkały tylko przez Asów, obecnie był także domem Wanów, odkąd
obie dynastie zawarły pokój. Rozsiane po całej krainie pałace poszczególnych
bogów nie posiadały obwarowań, bowiem cały Asgard broniły potężne mury,
wzniesione niegdyś przez olbrzyma, którego imię uległo już zapomnieniu.
Najwspanialszy zamek należy do Odyna, Wszechojca. Żona jego, Frigg, obrała za
swój pałac Fensalir, stojący na wysokim szczycie i otoczony wielobarwnymi
chmurami. Siedzibą Ullra był Ydalir. Himinbjörg strzegł Heimdall, a w krainie
Folkvang w pałacu Sessrumnir zasiadła Freja z bratem u boku. Także Thor i Baldur,
synowie Odyna, posiadali swoje siedziby.
Jednak bogowie rzadko przekraczali
progi własnych domostw, spędzając większość czasu w Gladsheim, pałacu
Wszechojca. Zapadały tam wszystkie decyzje, to tam kwitło życie, i tak naprawdę
to miejsce było domem, w którym każde bóstwo chciało przebywać. I każdy z nich
był tam miele widziany.
***
–
Mimo wszystko uważam, że powinniśmy zareagować. Nie musimy od razu wypowiadać
im wojny. Wystarczy, że wyzwę któregoś z Trzech Króli na pojedynek. Wynik jest
jasny, jego śmierć będzie ceną za stracenie władzy nad Północą na setki lat –
warknął Tyr, zaciskając dłoń na rękojeści miecza. Bóg wojny zawsze reagował
impulsywnie, gdy ktoś naruszał ich terytorium.
Widar
jak zwykle nic nie powiedział – w końcu nie bez powodu zyskał przydomek
Milczącego. Przesunął palcami po krawędzi miecza i z zainteresowaniem
przyglądał się kroplom krwi, spadającym na nieskazitelnie czysty stół.
Sala
Posiedzeń, w której się znajdowali, nie była najbardziej reprezentacyjnym
miejscem w pałacu, lecz mogli tu zaznać spokoju i nie spodziewali się
nieproszonych gości. Sufit wykonany ze szkła ukazywał błękitne niebo bez jednej
chmurki. Oznaczało to, że Thor był w dobrym humorze. Marmurowe ściany chroniły
przed wiatrem, który na tych wysokościach mógł być uciążliwy, a wiszące na nich
i oprawione w złote ramy portrety Odyna i jego rodziny, przyciągały wzrok
nielicznych gości, którzy mieli zaszczyt się tu znaleźć. Sala była pewnego
rodzaju samotnią Wszechojca, w której mógł pomyśleć lub zaczerpnąć rady zaufanych
bogów. I nikt nie wiedział, dlaczego nazwano ja Salą Posiedzeń.
Nie
zmieniało to jednak faktu, że Widar, bóstwo ciszy i zemsty, czuło się to
dobrze, a na ustach zawsze pojawiał się uśmiech, gdy patrzył na swój portret
wiszący na ścianie. Mógł był mniej utalentowany niż Thor, mniej przyjazny niż
Baldur, którego kochali wszyscy i cichszy niż Bragi, bóg poezji, ale ojciec
wciąż na nim polegał.
Przeniósł
wzrok na Odyna, siedzącego wygodnie w miękkim fotelu i przeglądającego opasłe
tomiszcze. Odkąd pamiętał, jego ojciec pragnął wiedzy i był gotów zrobić
wszystko, aby ją zdobyć. Poświęcił nawet swoje oko, dzięki czemu Mimir pozwolił
mu się napić ze studni wiedzy. Przez dziewięć dni wisiał na drzewie Yggdrasil
przebity swoją własną włócznią, aby nauczyć się magicznych pieśni i run. Nie
znaczyło to jednak, że zaspokoił swoje pragnienie. Wciąż pożądał wiedzy,
sprowadzał do pałacu rozmaite księgi, analizując dokładnie każdą stronicę.
Ostatnio wpadł podobno na nowy pomysł. Widar nie znał szczegółów, ale Odyn
planował wyprawę, podczas której zdobędzie jakieś ptaki – chyba kruki, ale tego
nie był pewien.
–
Czy ktoś mi może odpowiedzieć? – spytał Tyr, starając się poskromić swój
wybuchowy charakter. Czasem drażnił go ten spokój Asów, nie wspominając już o
Wanach. Nie, może to nie było odpowiednie określenie. On zawsze był chętny do
walki, do bitwy. Jednak nie widział podobnego zapału w towarzyszach. Gdy
istniała potrzeba, chwytali za broń i trzeba było im to przyznać – byli dobrzy.
Nie traktowali każdego konfliktu jako możliwości do potyczki, ze spokojem
szukając innych rozwiązań i z reguły wychodząc z tego jako zwycięscy. Wyjątkiem
był Thor, z którym nieraz wyprawiał się do Utgardu, aby napaść na lodowe
olbrzymy. Świetnie się bawili, dopóki nie pojawiał się Heimdall, z rozkazu
Odyna wzywający ich do Asgardu.
–
Nie widzę powodu, aby przelewać krew. Pragniesz prawdziwej walki, Tyrze, ale
nie znajdziesz jej w wojnie z panteonem celtyckim. Są rozbici wewnętrznie,
prędzej sami się powybijają niż poprowadzą przeciw nam zjednoczone wojska. Nie
będę ryzykował utraty jakiegokolwiek członka rodziny. Tym bardziej, że tak
naprawdę nic nie straciliśmy. Nie mieliśmy w Midgardzie niczego cennego, nie
mamy na razie żadnych planów z nim związanych. Niech na razie pozostanie pod
kontrolą Celtów, będzie o jeden problem mniej. Na razie musimy się zająć Utgardem.
Narobiliście tam z Thorem sporego bałaganu, olbrzymy szykują bunt. Należy im
przypomnieć, kto jest silniejszy.
–
Doskonale, zatem wezmę Thora…
–
Nie. Pójdzie Heimdall z Frejrem. Nie potrzebujemy tam rzezi, wystarczy
napomnieć Utgarda-Lokiego, w końcu jako król musi się liczyć z konsekwencjami
poczynań swojego ludu. Z tego co wiem, nie chce toczyć z nami wojny. W tym
momencie są zbyt słabi, aby nam zagrozić, a on nie jest głupcem. Usunie kilku
buntowników i sprawa się zakończy.
–
Ale…
–
To już postanowione. Jeśli chcesz się z kimś zmierzyć, za kilka miesięcy będzie
organizowany turniej. Będziesz mógł powalić w pojedynku olbrzyma, boga, krasnoluda
czy nawet elfa, jeśli jakiś się zgłosi. Może pójdziesz zrobić przegląd broni?
Thor miał się tym zająć, ale zniknął, a chciałbym porozmawiać z Widarem.
Tyr
wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia. Został subtelnie wyproszony, ale
nie zamierzał oponować. I tak miał odwiedzić zbrojownie. Dwa dni temu, podczas
wypadu z Thorem, zgubił zwój sztylet i jakoś nie znalazł jeszcze wolnej chwili,
aby zastąpić czymś zgubę. Tylko gdzie polazł Thor?
Odyn
wpatrywał się w zamknięte drzwi, nie wiedząc, jak ująć w słowa to, co go
niepokoiło. Zamknął książkę, a jego palce zaczęły wystukiwać na jej oprawie
nerwowy rytm. Nie wiedział. Nienawidził nie wiedzieć.
Widar
czekał spokojnie, aż Wszechojciec zdecyduje się zadać pytanie. Czuł irytację,
która wręcz promieniowała od ciała Odyna. Sam bóg nie wyglądał na potężnego.
Wszyscy nazywali go Ojcem, lecz wyglądał nawet młodziej niż niektórzy
członkowie rodziny. Brązowe włosy, zaplecione w tysiące małych warkoczyków,
sięgały do ramion, a zielony oczy sprawiały wrażenie nieobecnych, jakby ich
właściciel duchem był przy swoich ukochanych księgach. Nie należało jednak go
lekceważyć z powodu drobnej sylwetki – wrogów, którzy popełnili ten błąd już
dawno nie było wśród żywych. I choć Thor już dawno przerósł Odyna, to wciąż nie
mógł pokonać go w pojedynku. To właśnie przed tym niskim i drobnym mężczyzną
kłaniał się cały panteon nordycki. I był z tego dumny.
–
Moi synowie przynieśli wczoraj do pałacu niezwykłego gościa – zaczął Odyn,
wpatrując się jak zahipnotyzowany w złoty medalion, który ściskał w ręku. Była
to jedyna pamiątka po jego ojcu. Wszechojciec byłby w stanie zniszczyć cały
świat, byleby utrzymać przedmiot nietknięty. To była dla niego jedyna rzecz
ważniejsza od rodziny.
–
Nie widziałem go, po prostu poczułem, jak naruszył nasze granice – kontynuował,
wiedząc, że Widar słucha. – Z pewnością jest z innego panteonu i nie wiem, czy…
Jakby to ująć… Nie niesie ze sobą kłopotów.
Milczący
skinął głową, wiedząc, czego oczekuje od niego rozmówca. Spojrzał w górę, gdzie
przez szklany sufit widział niebo zasłaniane powoli przez chmury. Thor się
denerwował. Zignorował to i wysłał swoje zmysły w głąb pałacu, aż natknął się
na nieznajomego. Wciąż był nieprzytomny, ale jego stan ustabilizował się.
Próbował zagłębić się w jego umysł, szukając pragnienia zemsty. Nastąpił cichy
huk, gdy został silą wypchnięty, a jego umysł brutalnie powrócił do ciała.
Skrzywił się z bólu.
–
Co się stało? Pragnie się mścić na kimś, kto mógłby nam przysporzyć kłopotów?
Widar
spojrzał niepewnie na Odyna, po czym pokręcił głową. Był w umyśle gościa
zaledwie sekundę, zanim ten zareagował instynktownie, ale nie zobaczył żadnej
chęci zemsty.
–
A czy ktoś chce się zemścić na nim? – dopytywał się Odyn, nachylając się w jego
kierunku. Nieważne, jakie informacje dostawał, zawsze była to nowa wiedza,
która potem może zostać wykorzystana.
Widar
znów skierował swój umysł do sypialni w lewym skrzydle pałacu. Tym razem skupił
się na intencjach innych dotyczących gościa. I poczuł trzy potęgi, pałające
żądzą zemsty, niespokojne i rzucające się na wszystkie strony. Z westchnieniem
powrócił do swojego ciała i chwycił leżące na stole pióro. Nie przejmując się
protestami Odyna, przytknął ostry koniec do jakiegoś ważnego dokumentu i zaczął
swoją wiadomość. Jego ręka drżała, gdy kreślił powoli znaki. Obok liczby trzy
domalował koronę.
Podał
pergamin niezadowolonemu Odynowi. Ten skrzywił się jeszcze bardziej, gdy
zobaczył jednoznaczny przekaz.
Trzej
Królowie. Niech ich Hel pochłonie.
***
Baldura
kochali wszyscy i to dosłownie za wszystko. Za piękne złote włosy zebrane w
długi warkocz. Za cudowne zielone oczy. Za ujmujący uśmiech. Za jego śmiech. Za
jego przyjaźń. Za oddanie. Za szacunek i zaufanie, jakimi ich obdarzał. Za jego
oddanie. Za jego dobro. Kochali to, jak patrzył na świat. Jak przynosił zawsze
ze sobą spokój i radość. Kochali go za to, że był z nimi.
Sny
kiedyś też go kochały. Dopasowywały się do jego pragnień, były pełne ciepła i
spokoju. Gdy nie posiadał czegoś w świecie rzeczywistym, co zdarzało się
rzadko, znajdował to w nich.
Teraz
miał wrażenie, że sny sobie z niego kpią. Ukazywały mu to, czego nie chciał
widzieć i nie panował nad nimi. Trwało to już od dwóch miesięcy. Leśne polany
zamieniły się w krwawe pobojowiska, słoneczny Asgard w mroźne i nieprzystępne
krainy. On stał pośrodku i nie wiedział, gdzie podziać wzrok. Gdzie by nie
spojrzał, widział ciała. Odyn. Thor. Bragi. Frigg. Nanna. Heimdall. Tyr. Widar.
Mógł wymieniać długo. Ich pokryte krwią twarze wyryły mu się w pamięci i ciągle
dawały o sobie znać. Dlatego biegł przed siebie, nie patrząc pod nogi. I zawsze
kończyło się tak samo. Końcem.
Znów
stał pośrodkuj pola bitwy, znów potknął się o czyjeś ciało. Nawet na nie nie
spojrzał, gdy się podnosił. Nie chciał tego widzieć. Ponownie biegł do przodu,
była jak najdalej od tej rzezi. Rozglądał się dookoła, rozpaczliwie próbując
zorientować się, z którego strony padnie cios. Zawsze padał. Zabójca podchodził
niezauważony, zawsze skuteczny. I nigdy go nie widział.
Za
pierwszym razem Baldur nie mógł pojąć, że został zabity. Kto mógłby to zrobić?
Nawet olbrzymy nie chciały jego śmierci, choć nie kochały go, to czuły do niego
nić sympatii, której by nigdy nie zerwały. W dodatku bardzo trudno było go
zranić. Od narodzin własna moc chroniła go przed większością zranień. Dlatego
sen był nierealny, lecz w jakiś sposób wydawał mu się przerażająco rzeczywisty.
Czyjaś
ręka chwyciła go za nadgarstek, popychając na ziemię. Poczuł ostrze wbijając
się tuż obok jego serca. Dłoń ukryta w czarnej rękawiczce przekręciła sztylet, a
jego ciało przeszył ból. Rzadko go czuł. Drugie ostrze błysnęło w powietrzu i
utknęło w tego brzuchu. Wrzasnął.
–
Baldurze…
Zabójca
wyciągnął je i znów wbił głęboko w ranę.
–
Obudź się…
Ostrze
sztyletu powoli zbliżało się do jego oczu. Centymetry, Milimetry.
–
Bracie!
Baldur
usiadł gwałtownie, uderzając głową o coś twardego. Jęknął cicho, masując bolące
miejsce. Uniósł wzrok, napotykając zaniepokojone spojrzenie brązowych oczu. Nie
zdążył nawet mrugnąć, a już był przyciskany do szerokiej piersi Thora. Jego
brat zawsze trochę przesadzał. Wykorzystał tą chwilę, aby zaczerpnąć kilka oddechów
i się uspokoić. Przymknął oczy, odgradzając się od obrazów. Przez chwilę znów
widział martwego Thora. Nie, sny pozostaną w świecie snów.
Po
chwili bóg piorunów odsunął się i spojrzał na niego uważnie. Wciąż nie
zdejmował dłoni z jego ramion, zaciskając lekko palce, jakby bał się, że Baldur
zniknie.
–
Wszystko w porządku? Co ci się śniło?
Nie,
nic nie jest w porządku.
–
Tak, nic się nie stało. To prostu ostatnio mam złe sny. Tylko tyle, nie musisz
się przejmować – dodał szybko, zanim Thor zaproponował wizytę u uzdrowiciela
ani nic w tym rodzaju.
–
Nie mów matce ani ojcu.
Thor
pokręcił tylko głową, wzdychając cicho. Osunął się z powrotem na krzesło przy
łóżku, obserwując uważnie brata. Lecz na twarzy Baldura znów był lekki uśmiech,
a spojrzenie zielonych oczy pełne ciepła. Żadnych niepokojących zmian. Bóg
piorunów nienawidził, gdy coś martwiło jego brata. Zwykle po cichu usuwał taką przeszkodę.
–
Sprawdzimy co u naszego gościa? – Baldur zmienił szybko temat, spoglądając na
niego wyczekująco. Thor poddał się i nie drążył tematu. Nigdy nie potrafił mu
odmawiać. Zresztą nie tylko on.
–
Powinien niedługo się obudzić. Zadziwiająco szybko zaleczyły się jego rany. Nie
powiadomiłem jeszcze Odyna o jego obecności w pałacu, choć on pewnie już wie.
Jego
brat podniósł się z łóżka i stanął pewnie na nogach. Zniknął w łazience, lecz
po chwili wrócił całkowicie ubrany. Thor zawsze się zastanawiał, jak w tak
krótkim czasie udało mu się choćby spleść długie blond włosy w warkocz. Zawsze
mu się wydawało, że każdy bóg piękna powinien spędzać wiele czasu przed
lustrem, ale zachowanie Baldura nie pasowało do tego schematu. Blondyn stanął
przed nim, wyciągając w jego stronę dłoń z materiałową chusteczką. Bóg piorunów
podniósł pytająco brwi.
–
Masz zaschniętą krew na twarzy – wytłumaczył, spoglądając na niego wyczekująco.
Mężczyzna westchnął i chwycił kawałek materiału namoczony wodą. Mu takie
drobiazgi nie przeszkadzały, ale Baldur był na to wyczulony. Szczególnie na
krew.
–
Skaleczyłem się podczas przedzierania się przez ten gąszcz, którym obrosły
zachodnie mury.
Nie
musiał się tłumaczyć, ale chciał to wyjaśnić. Blondyn zawsze się złościł, gdy
Thor wyruszał na wyprawy, tym bardziej, że często wracał pokryty krwią.
Bynajmniej nie swoją. Baldur nie byłby w stanie nikogo zabić, nawet jeśli coś
by mu groziło. Zdaniem Thora, choć umiał walczyć, był całkowicie bezbronny. Nie
brał udziału w żadnych walkach, nawet na turniejach chował się w zamku. Jeśli
byłeś ranny- jako pierwszy ci pomoże. Lecz jeśli wracałeś cały pokryty krwią
wrogów, najlepiej było mu się nie pokazywać na oczy.
–
Mam nadzieję, że żadne biedne leśne stworzenie nie ucierpiało – mruknął pod
nosem Baldur, pstryknięciem palców doprowadzając łóżko do porządku.
–
Wiesz, ciężko jest omijać każdą mrówkę… - Rozbawiony Thor podrapał się po
policzku, usuwając pozostałości zaschniętej krwi.
–
Przestań żartować. Przecież wiesz, że nie lubię, gdy cokolwiek ginie bez
powodu.
–
Czyli twoja troska nie obejmuje malutkich, pracowitych mrówek, który robią co w
ich mocy dla swojego domu? Jesteś bez serca, bracie.
Bóg
piorunów wyszczerzył się jeszcze bardziej, gdy poczuł mocne uderzenie w głowę.
–
Po prostu nie rzucaj się na olbrzymów przy pierwszej lepszej okazji, a nie będę
się tak martwić. A teraz rusz się, idziemy.
Thor
poderwał się na nogi, przeczesując palcami krótkie brązowe włosy. Chwycił swój
młot, z którym się nie rozstawał i pomaszerował raźno za bratem. Niektórzy
bogowie śmiali się, że podąża za nim ślepo, zupełnie jak pies. To nie była
prawda. Będąc zawsze za plecami Baldura, mógł wszystko dokładnie obserwować.
Zauważyć w porę każde niebezpieczeństwo, które mogło czyhać na blondyna. Inni
się śmiali – przecież każdy kochał Baldura, nawet olbrzymy nie chciały go
skrzywdzić. Jednak Thor miał złe przeczucia, a nauczył im się ufać. Dlatego
jeśli tylko mógł, był przy Baldurze. Gdyby zginął… Asgard straciłby swoje
serce.
Idąc
korytarzem zauważył chowającą się za rogiem kobiecą postać. Przed oczami
mignęły mu brązowe loki, gdy zawstydzona bogini zniknęła w najbliższym pokoju.
Uśmiechnął się lekko. Nanna doskonale dogadywała się z Baldurem. Nic dziwnego,
skoro była boginią dobra, piękna i wiosny. Pasowali do siebie idealnie. Szkoda
tylko, że Baldur na razie nie zauważył, że dziewczyna coś do niego czuje.
Chociaż równie dobrze mógł o tym wiedzieć i nie mieć pojęcia, co z tym zrobić.
A Thor nie mógł mu pomóc, biorąc pod uwagę, że już od dziesięciu lat wzdychał z
ukrycia do Sif, nie mając odwagi jej tego wyznać. Czy pełna elegancji bogini
zechciałaby kogoś tak nieokrzesanego jak on? Baldur twierdził, że tak, ale…
Ufał bratu, lecz to zamierzał załatwić we własnym zakresie.
***
Diancecht
nie chciał otwierać oczu. Naprawdę nie miał na to ochoty. Sen był pewnego
rodzaju ukojeniem, gdzie niczym nie musiał się przejmować. Nie było w nim nic
rzeczywistego, więc zagrożenia też nie były realne. Co innego w rzeczywistości.
Nie mógł jednak zignorować obecności potężnego boga w pomieszczeniu, w którym
się znajdował. Nie wiedział, gdzie jest, choć jakiś głos w głowie wspominał o
Asgardzie.
Walczył
z Indrachtem. Został ciężko ranny. Ostatkiem sił otworzył portal nie wiadomo
dokąd i zemdlał. Jak przed mgłę pamiętał zmartwione zielone oczy i ciche głosy.
–
Przestań udawać, że śpisz. Mam mało czasu i chciałbym to szybko załatwić.
Uchylił
powieki i zamrugał, próbując przyzwyczaić się do światła, którego źródłem był
pięknie zdobiony żyrandol. Prze chwilę myślał, że jest z powrotem w pałacu
Dagdy, ale wszystko było tu inne. Spojrzał na siedzącego na parapecie boga.
Setki brązowych warkoczyków sięgały mu do ramion, a słońce odbijało się na
wplecionych w nie drobnych koralikach. Diancecht przygryzł wargę, gdy poczuł
moc, którą tamten posiadał. Była na równi z potęgą Trzech Królów, może nawet
większa…
–
Jestem Odyn, władca Asgardu. Naruszyłeś granice naszego panteonu bez pozwolenia,
co zgodnie z zasadami skutkuje wojną. Z jakiego panteonu jesteś?
Blondyn
miał ochotę stąd zniknąć. Jeśli Nordycy wypowiedzą Celtom wojnę, to Dagda dowie
się, gdzie jest. Co więcej, prawdopodobnie wpadnie prosto w jego ramiona. A po
tym, jak zabił Indrachta zapewne i Belenus marzy o tym, aby go spotkać.
–
Celtyckiego – mruknął cicho, szukając drogi ucieczki. Drzwi zdobiły piękne
witraże, ale miał wrażenie, że nie stłuką się łatwo. Ponadto nie był w stanie
przełamać zaklęć, którymi były obłożone. Przy oknie siedział Odyn, więc nie
mogło było możliwości, aby przez nie się wydostał. Tym bardziej, że
prawdopodobnie znajdował się kilkanaście metrów na ziemią. Wątpił, aby kości
zdążyły się zrosnąć, zanim go złapią. Portalu nie mógł otworzyć, nie na
terytorium obcego panteonu, gdzie nie miał żadnych praw. Nawet jeśli wyszedłby
z pałacu… Każdy słyszał o słynnym moście Bifrost, który oddzielał świat bogów
od ludzkiego. I o Heimdallu, nieprzekupnym i złowrogim strażniku.
Odyn
westchnął, widząc panikę, która zagościła w oczach Celta. Próbował to
zamaskować, ale on należał do najbardziej spostrzegawczych bogów, więc chaos w
złotych tęczówkach nie umknął jego uwadze.
–
Czy stanowisz jakieś zagrożenie dla naszego panteonu?
Diancecht
wahał się chwilę, ale spojrzenie barwy mchu skutecznie nakłaniało go do
mówienia. Musiał przyznać, że stojący przed nim bóg jest dużo straszniejszy niż
Dagda i Belenus razem wzięci. Jakby… wiedział wszystko.
–
Trzej Królowie chcą mnie zabić. Zostałem oskarżony o morderstwo… – Odyn wpatrywał
się w niego oczekująco. – Którego nie popełniłem – dodał po chwili.
–
Doprawdy?
–
Nie tego, o które zostałem oskarżony.
–
A pozostałe? – Wszechojciec nie poruszył się nawet o milimetr.
–
Broniłem się.
–
A co z twoją zachłannością? Zabrałeś ich moce.
Diancecht
drgnął. Skąd on mógł to wiedzieć? Przecież Nordycy nie interesowali się niczym,
co się działo na ziemi. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Ten
mężczyzna go przytłaczał, a on miał chaos w głowie. Musi się pozbierać i z
powrotem zapanować nad sytuacją.
–
Każdy ma jakieś słabości? Jestem pewien, że ty też masz coś, za co poświęciłbyś
wiele istnień. I bynajmniej nie jest to coś tak szlachetnego jak rodzina –
odpowiedział już pewniej, uśmiechając się kpiąco. Zaskoczenie błysnęło w oczach
Odyna, ale po chwili na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Pochylił się do
przodu, a Diancecht instynktownie przywarł do ściany.
–
Dokładnie, więc radzę nie stawać mi na drodze, bo możesz marnie skończyć. Jak
masz na imię?
–
Diancecht.
–
A więc, Diancechcie, witam w progach panteonu nordyckiego. Mam nadzieję, że będziesz
się dobrze bawił i nie wchodził nikomu w drogę.
Wyprostował
się i zanim Diancecht zdążył otworzyć usta, poczuł jego rękę na swoich włosach.
Jakikolwiek ład przestał istnieć, gdy Odyn potargał mu je niczym małemu
dziecku.
–
Jasne? – upewnił się, wciąż się uśmiechając, ale twarde spojrzenie mówiło samo
za siebie.
–
Zrobię co w mojej mocy, ale różnie bywa w życiu. Ciekawość to pierwszy stopień
do piekła, ale zawsze zastanawiało mnie, jak ono wygląda.
Wszechojciec
wzruszył ramionami, kierując się w kierunku drzwi. Machnął ręką, a zaklęcia
pieczętujące je przestały istnieć.
–
Dlaczego? Nie naruszyłem zasad?
Zatrzymał
się, słysząc ciche pytanie. Diancecht wyglądał na spiętego i gotowego do
ucieczki, gdyby odpowiedź go zaniepokoiła.
–
Nikt ci nie powiedział, że zasady są po to, aby je łamać? Mamy tu coś, co
cenimy bardziej niż prawa. Jest to szczerość. Więc wystrzegaj się, Diancechcie,
kłamstwa, bo gdy skłamiesz w złym celu, możesz przestać być tu mile widziany. I
postaraj się nikogo nie zabić.
Odyn
otworzył drzwi, lecz w progu przystanął jeszcze na chwilę.
–
Skrzywdź Baldura, a sprawimy, że zaczniesz marzyć o śmierci.
***
–
Uprzedził nas- mruknął Thor, oglądając się za oddalającą się sylwetką
Wszechojca. Mijając ich, skinął im głową, wyraźnie zadowolony. Bóg piorunów
wolał się nie zastanawiać, czy to dlatego, że pozbył się zagrożenia dla swojej
rodziny, czy też poznał ciekawego boga.
–
Chyba się dogadali. – Baldur nie był niczego pewien, z wyjątkiem tego, że jego
gość wciąż żyje. – Chociaż nie wiem, czy o dobrze, że to on z nim pierwszy
rozmawiał.
–
Dlaczego?
Thor
zatrzymał się tuż przed drzwiami do komnaty, do której wcześniej przyniósł nieprzytomnego
boga. Jego brat wydawał się zaniepokojony, co go martwiło. Jeszcze przed chwilą
się uśmiechał. Ostatnio miewał częste zmiany nastrojów, szczególnie po
przebudzeniu. Cokolwiek mu się śniło, nie wpływało na niego dobrze. Może
powinien powiadomić o tym ich matkę?
–
Jego serce jest w kawałkach. Jeszcze kilka nieodpowiednich wydarzeń, a się
rozpadnie. Widziałeś kiedyś boga próbującego popełnić samobójstwo?
–
Nie.
–
Ja też dawno tego nie widziałem i nie zamierzam tego oglądać. Thorze?
Bóg
piorunów spojrzał na blondyna, który stał z ręką na klamce. Drugą dłoń położył
mu na ramieniu i spojrzał prosto w oczy. Zielone tęczówki hipnotyzowały.
–
Jesteś cudownym bratem.
Chwilę
zajęło Thorowi zorientowanie się, że lekki ciężar zniknął z jego ramienia, a
drzwi się zatrzasnęły. Jeszcze jedna chwila minęła, zanim zaczął dobijać się do
nich, wykrzykując imię brata. W odpowiedzi dostał cichy śmiech z wnętrza pokoju
i zaklęcia pieczętujące wejście.
Baldur
jak zawsze się narażał. A Thor jak zawsze dał się zmylić.
***************************************************************************
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale w szkole miałam nawał pracy. Jeśli chodzi o długość rozdziału to jestem zadowolona. Lecz jeśli chodzi o treść... Wiem, za każdym razem na nią narzekam, ale chyba inaczej nie potrafią. Po prostu nie udało mi się przedstawić do końca relacji bohaterów w ten sposób, co chciałam. Może potem będize lepiej.
W panteonie nordyckim zabawimy trochę dłużej, a niedługo, co pewnie niektórych ucieszy, pojawi się Loki.
Następny rozdział postaram się napisać do końca roku, bo przecież wolny czas trzeba jakoś wykorzystać.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze,
Mentrix
No hej, hej :) Spokojnie, byłam na Twoim miejscu, więc doskonale wiem, jak czasem potrafią człowieka zawalić robotą. I tak utrzymujesz niezłe tempo, biorąc pod uwagę, że piszesz jednocześnie na dwa blogi. Szacun! O, długość rozdziału jak najbardziej zadowalająca :) I wiem, że z punktu widzenia autora to zawsze wygląda inaczej, często gorzej niż w naszych wyobrażeniach, jednak osobiście poświadczam, że mi rozdział czytało się niezwykle przyjemnie. Zwłaszcza od strony takiej... Technicznej, stylistycznej. Rozumiesz, o co mi chodzi, prawda? Tekst był taki spokojny, dojrzały, wyważony, wprawne opisy, naturalne dialogi... Nie żeby we wcześniejszych rozdziałach tego brakowało, po prostu teraz tak mi się to rzuciło w oczy. Widać, że zdecydowanie nabierasz wprawy :) Cieszę się, że trochę zabawimy u nordyckich bogów, bo zapowiada się ciekawie, przedstawiasz ich w interesujący, żywy sposób. Podoba mi się też, jak ukazujesz specyfikę poszczególnych panteonów. Każdy rządzi się swoimi prawami, w każdym panuje inny... Nastrój, tak bym to chyba określiła. Odyn tak wstępnie przypadł mi do gustu, bardziej od Dagdy w każdym razie. Za to mam dylemat z Baldurem, bo z jednej strony wydaje się w porządku i polubiłam go, ale z drugiej mam awersję do postaci, które wszyscy dookoła lubią. Wiem jednak, jak biedak skończy (przynajmniej wg mitologii), więc już mi go szkoda :( Złamiesz mi serce, prawda? Ech... No nic, cieszmy się tym, co na razie mamy, a mamy fantastyczną, braterską relację Baldura z Thorem, bardzo mi się podoba. I oczywiście ta końcówka... Brilliant! Ha, oczywiście że czekam z niecierpliwością na Lokiego! Jestem niezwykle ciekawa go w Twoim wydaniu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Wesołych Świąt,
Lakia
troche spoznione ale jest...
OdpowiedzUsuńrozdzial bardzo mi sie podobal.Przyjemnie sie go czytalo.Ogolnie to lubie thora i lokiego wiec wprowadzaj ich jak najwiecej...
za moment zakonczenia chce cie udusic ale niestety jak to zrobie to nie napiszesz nic wiecej i nie chce byc oskarzona o morderstwo...dla mrowek na ścieżce jest juz niestety za pozno(oj baldur bedzie zly).To byl chyba 1 rozdzial w ktorym sie polapalam kto jest kim i jak to wyglada z rodzina...sukces
Baldura nie lubie...postacie ktore wszyscy kochaja sa zaraz po postaciach wyidealizowanych(no moze nie zaraz ale blisko).
Diancechta lubie...fajny jest wiec go nie zabijaj.
Czekam na wiecej i weny życzę
pozdrawiam