sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział VIII

W Dziewięciu Krainach można było znaleźć wszystko. Od pełnego lodu, mgły i zimna Niflheimu, gdzie nad duszami zmarłych króluje Hel, przez zamieszały przez elfy Alfheim, kończąc na świecie bogów -  Asgardzie. Krainy łączyło drzewo życia, Yggdrasil, święty jesion, którego gałęzie sięgały końców wszechświata. Przed atakami chroniły go Norny, trzy boginie przeznaczenia, podlewając sumiennie korzenie wodą ze studni Urdand Brunnen. Mieszkańcy wszystkich krain starali się nie wchodzić sobie w drogę, choć były także wyjątki.
Asgard był światem bogów, jedyną drogą do niego był Tęczowy Most Bifrost, gdzie na straży stał Heimdall. Wcześniej zamieszkały tylko przez Asów, obecnie był także domem Wanów, odkąd obie dynastie zawarły pokój. Rozsiane po całej krainie pałace poszczególnych bogów nie posiadały obwarowań, bowiem cały Asgard broniły potężne mury, wzniesione niegdyś przez olbrzyma, którego imię uległo już zapomnieniu. Najwspanialszy zamek należy do Odyna, Wszechojca. Żona jego, Frigg, obrała za swój pałac Fensalir, stojący na wysokim szczycie i otoczony wielobarwnymi chmurami. Siedzibą Ullra był Ydalir. Himinbjörg strzegł Heimdall, a w krainie Folkvang w pałacu Sessrumnir zasiadła Freja z bratem u boku. Także Thor i Baldur, synowie Odyna, posiadali swoje siedziby.
Jednak bogowie rzadko przekraczali progi własnych domostw, spędzając większość czasu w Gladsheim, pałacu Wszechojca. Zapadały tam wszystkie decyzje, to tam kwitło życie, i tak naprawdę to miejsce było domem, w którym każde bóstwo chciało przebywać. I każdy z nich był tam miele widziany.

***

– Mimo wszystko uważam, że powinniśmy zareagować. Nie musimy od razu wypowiadać im wojny. Wystarczy, że wyzwę któregoś z Trzech Króli na pojedynek. Wynik jest jasny, jego śmierć będzie ceną za stracenie władzy nad Północą na setki lat – warknął Tyr, zaciskając dłoń na rękojeści miecza. Bóg wojny zawsze reagował impulsywnie, gdy ktoś naruszał ich terytorium.
Widar jak zwykle nic nie powiedział – w końcu nie bez powodu zyskał przydomek Milczącego. Przesunął palcami po krawędzi miecza i z zainteresowaniem przyglądał się kroplom krwi, spadającym na nieskazitelnie czysty stół.
Sala Posiedzeń, w której się znajdowali, nie była najbardziej reprezentacyjnym miejscem w pałacu, lecz mogli tu zaznać spokoju i nie spodziewali się nieproszonych gości. Sufit wykonany ze szkła ukazywał błękitne niebo bez jednej chmurki. Oznaczało to, że Thor był w dobrym humorze. Marmurowe ściany chroniły przed wiatrem, który na tych wysokościach mógł być uciążliwy, a wiszące na nich i oprawione w złote ramy portrety Odyna i jego rodziny, przyciągały wzrok nielicznych gości, którzy mieli zaszczyt się tu znaleźć. Sala była pewnego rodzaju samotnią Wszechojca, w której mógł pomyśleć lub zaczerpnąć rady zaufanych bogów. I nikt nie wiedział, dlaczego nazwano ja Salą Posiedzeń.
Nie zmieniało to jednak faktu, że Widar, bóstwo ciszy i zemsty, czuło się to dobrze, a na ustach zawsze pojawiał się uśmiech, gdy patrzył na swój portret wiszący na ścianie. Mógł był mniej utalentowany niż Thor, mniej przyjazny niż Baldur, którego kochali wszyscy i cichszy niż Bragi, bóg poezji, ale ojciec wciąż na nim polegał.
Przeniósł wzrok na Odyna, siedzącego wygodnie w miękkim fotelu i przeglądającego opasłe tomiszcze. Odkąd pamiętał, jego ojciec pragnął wiedzy i był gotów zrobić wszystko, aby ją zdobyć. Poświęcił nawet swoje oko, dzięki czemu Mimir pozwolił mu się napić ze studni wiedzy. Przez dziewięć dni wisiał na drzewie Yggdrasil przebity swoją własną włócznią, aby nauczyć się magicznych pieśni i run. Nie znaczyło to jednak, że zaspokoił swoje pragnienie. Wciąż pożądał wiedzy, sprowadzał do pałacu rozmaite księgi, analizując dokładnie każdą stronicę. Ostatnio wpadł podobno na nowy pomysł. Widar nie znał szczegółów, ale Odyn planował wyprawę, podczas której zdobędzie jakieś ptaki – chyba kruki, ale tego nie był pewien.
– Czy ktoś mi może odpowiedzieć? – spytał Tyr, starając się poskromić swój wybuchowy charakter. Czasem drażnił go ten spokój Asów, nie wspominając już o Wanach. Nie, może to nie było odpowiednie określenie. On zawsze był chętny do walki, do bitwy. Jednak nie widział podobnego zapału w towarzyszach. Gdy istniała potrzeba, chwytali za broń i trzeba było im to przyznać – byli dobrzy. Nie traktowali każdego konfliktu jako możliwości do potyczki, ze spokojem szukając innych rozwiązań i z reguły wychodząc z tego jako zwycięscy. Wyjątkiem był Thor, z którym nieraz wyprawiał się do Utgardu, aby napaść na lodowe olbrzymy. Świetnie się bawili, dopóki nie pojawiał się Heimdall, z rozkazu Odyna wzywający ich do Asgardu.
– Nie widzę powodu, aby przelewać krew. Pragniesz prawdziwej walki, Tyrze, ale nie znajdziesz jej w wojnie z panteonem celtyckim. Są rozbici wewnętrznie, prędzej sami się powybijają niż poprowadzą przeciw nam zjednoczone wojska. Nie będę ryzykował utraty jakiegokolwiek członka rodziny. Tym bardziej, że tak naprawdę nic nie straciliśmy. Nie mieliśmy w Midgardzie niczego cennego, nie mamy na razie żadnych planów z nim związanych. Niech na razie pozostanie pod kontrolą Celtów, będzie o jeden problem mniej. Na razie musimy się zająć Utgardem. Narobiliście tam z Thorem sporego bałaganu, olbrzymy szykują bunt. Należy im przypomnieć, kto jest silniejszy.
– Doskonale, zatem wezmę Thora…
– Nie. Pójdzie Heimdall z Frejrem. Nie potrzebujemy tam rzezi, wystarczy napomnieć Utgarda-Lokiego, w końcu jako król musi się liczyć z konsekwencjami poczynań swojego ludu. Z tego co wiem, nie chce toczyć z nami wojny. W tym momencie są zbyt słabi, aby nam zagrozić, a on nie jest głupcem. Usunie kilku buntowników i sprawa się zakończy.
– Ale…
– To już postanowione. Jeśli chcesz się z kimś zmierzyć, za kilka miesięcy będzie organizowany turniej. Będziesz mógł powalić w pojedynku olbrzyma, boga, krasnoluda czy nawet elfa, jeśli jakiś się zgłosi. Może pójdziesz zrobić przegląd broni? Thor miał się tym zająć, ale zniknął, a chciałbym porozmawiać z Widarem.
Tyr wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia. Został subtelnie wyproszony, ale nie zamierzał oponować. I tak miał odwiedzić zbrojownie. Dwa dni temu, podczas wypadu z Thorem, zgubił zwój sztylet i jakoś nie znalazł jeszcze wolnej chwili, aby zastąpić czymś zgubę. Tylko gdzie polazł Thor?
Odyn wpatrywał się w zamknięte drzwi, nie wiedząc, jak ująć w słowa to, co go niepokoiło. Zamknął książkę, a jego palce zaczęły wystukiwać na jej oprawie nerwowy rytm. Nie wiedział. Nienawidził nie wiedzieć.
Widar czekał spokojnie, aż Wszechojciec zdecyduje się zadać pytanie. Czuł irytację, która wręcz promieniowała od ciała Odyna. Sam bóg nie wyglądał na potężnego. Wszyscy nazywali go Ojcem, lecz wyglądał nawet młodziej niż niektórzy członkowie rodziny. Brązowe włosy, zaplecione w tysiące małych warkoczyków, sięgały do ramion, a zielony oczy sprawiały wrażenie nieobecnych, jakby ich właściciel duchem był przy swoich ukochanych księgach. Nie należało jednak go lekceważyć z powodu drobnej sylwetki – wrogów, którzy popełnili ten błąd już dawno nie było wśród żywych. I choć Thor już dawno przerósł Odyna, to wciąż nie mógł pokonać go w pojedynku. To właśnie przed tym niskim i drobnym mężczyzną kłaniał się cały panteon nordycki. I był z tego dumny.
– Moi synowie przynieśli wczoraj do pałacu niezwykłego gościa – zaczął Odyn, wpatrując się jak zahipnotyzowany w złoty medalion, który ściskał w ręku. Była to jedyna pamiątka po jego ojcu. Wszechojciec byłby w stanie zniszczyć cały świat, byleby utrzymać przedmiot nietknięty. To była dla niego jedyna rzecz ważniejsza od rodziny.
– Nie widziałem go, po prostu poczułem, jak naruszył nasze granice – kontynuował, wiedząc, że Widar słucha. – Z pewnością jest z innego panteonu i nie wiem, czy… Jakby to ująć… Nie niesie ze sobą kłopotów.
Milczący skinął głową, wiedząc, czego oczekuje od niego rozmówca. Spojrzał w górę, gdzie przez szklany sufit widział niebo zasłaniane powoli przez chmury. Thor się denerwował. Zignorował to i wysłał swoje zmysły w głąb pałacu, aż natknął się na nieznajomego. Wciąż był nieprzytomny, ale jego stan ustabilizował się. Próbował zagłębić się w jego umysł, szukając pragnienia zemsty. Nastąpił cichy huk, gdy został silą wypchnięty, a jego umysł brutalnie powrócił do ciała. Skrzywił się z bólu.
– Co się stało? Pragnie się mścić na kimś, kto mógłby nam przysporzyć kłopotów?
Widar spojrzał niepewnie na Odyna, po czym pokręcił głową. Był w umyśle gościa zaledwie sekundę, zanim ten zareagował instynktownie, ale nie zobaczył żadnej chęci zemsty.
– A czy ktoś chce się zemścić na nim? – dopytywał się Odyn, nachylając się w jego kierunku. Nieważne, jakie informacje dostawał, zawsze była to nowa wiedza, która potem może zostać wykorzystana.
Widar znów skierował swój umysł do sypialni w lewym skrzydle pałacu. Tym razem skupił się na intencjach innych dotyczących gościa. I poczuł trzy potęgi, pałające żądzą zemsty, niespokojne i rzucające się na wszystkie strony. Z westchnieniem powrócił do swojego ciała i chwycił leżące na stole pióro. Nie przejmując się protestami Odyna, przytknął ostry koniec do jakiegoś ważnego dokumentu i zaczął swoją wiadomość. Jego ręka drżała, gdy kreślił powoli znaki. Obok liczby trzy domalował koronę.
Podał pergamin niezadowolonemu Odynowi. Ten skrzywił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył jednoznaczny przekaz.
Trzej Królowie. Niech ich Hel pochłonie.

***

Baldura kochali wszyscy i to dosłownie za wszystko. Za piękne złote włosy zebrane w długi warkocz. Za cudowne zielone oczy. Za ujmujący uśmiech. Za jego śmiech. Za jego przyjaźń. Za oddanie. Za szacunek i zaufanie, jakimi ich obdarzał. Za jego oddanie. Za jego dobro. Kochali to, jak patrzył na świat. Jak przynosił zawsze ze sobą spokój i radość. Kochali go za to, że był z nimi.
Sny kiedyś też go kochały. Dopasowywały się do jego pragnień, były pełne ciepła i spokoju. Gdy nie posiadał czegoś w świecie rzeczywistym, co zdarzało się rzadko, znajdował to w nich.
Teraz miał wrażenie, że sny sobie z niego kpią. Ukazywały mu to, czego nie chciał widzieć i nie panował nad nimi. Trwało to już od dwóch miesięcy. Leśne polany zamieniły się w krwawe pobojowiska, słoneczny Asgard w mroźne i nieprzystępne krainy. On stał pośrodku i nie wiedział, gdzie podziać wzrok. Gdzie by nie spojrzał, widział ciała. Odyn. Thor. Bragi. Frigg. Nanna. Heimdall. Tyr. Widar. Mógł wymieniać długo. Ich pokryte krwią twarze wyryły mu się w pamięci i ciągle dawały o sobie znać. Dlatego biegł przed siebie, nie patrząc pod nogi. I zawsze kończyło się tak samo. Końcem.
Znów stał pośrodkuj pola bitwy, znów potknął się o czyjeś ciało. Nawet na nie nie spojrzał, gdy się podnosił. Nie chciał tego widzieć. Ponownie biegł do przodu, była jak najdalej od tej rzezi. Rozglądał się dookoła, rozpaczliwie próbując zorientować się, z którego strony padnie cios. Zawsze padał. Zabójca podchodził niezauważony, zawsze skuteczny. I nigdy go nie widział.
Za pierwszym razem Baldur nie mógł pojąć, że został zabity. Kto mógłby to zrobić? Nawet olbrzymy nie chciały jego śmierci, choć nie kochały go, to czuły do niego nić sympatii, której by nigdy nie zerwały. W dodatku bardzo trudno było go zranić. Od narodzin własna moc chroniła go przed większością zranień. Dlatego sen był nierealny, lecz w jakiś sposób wydawał mu się przerażająco rzeczywisty.
Czyjaś ręka chwyciła go za nadgarstek, popychając na ziemię. Poczuł ostrze wbijając się tuż obok jego serca. Dłoń ukryta w czarnej rękawiczce przekręciła sztylet, a jego ciało przeszył ból. Rzadko go czuł. Drugie ostrze błysnęło w powietrzu i utknęło w tego brzuchu. Wrzasnął.
– Baldurze…
Zabójca wyciągnął je i znów wbił głęboko w ranę.
– Obudź się…
Ostrze sztyletu powoli zbliżało się do jego oczu. Centymetry, Milimetry.
– Bracie!
Baldur usiadł gwałtownie, uderzając głową o coś twardego. Jęknął cicho, masując bolące miejsce. Uniósł wzrok, napotykając zaniepokojone spojrzenie brązowych oczu. Nie zdążył nawet mrugnąć, a już był przyciskany do szerokiej piersi Thora. Jego brat zawsze trochę przesadzał. Wykorzystał tą chwilę, aby zaczerpnąć kilka oddechów i się uspokoić. Przymknął oczy, odgradzając się od obrazów. Przez chwilę znów widział martwego Thora. Nie, sny pozostaną w świecie snów.
Po chwili bóg piorunów odsunął się i spojrzał na niego uważnie. Wciąż nie zdejmował dłoni z jego ramion, zaciskając lekko palce, jakby bał się, że Baldur zniknie.
– Wszystko w porządku? Co ci się śniło?
Nie, nic nie jest w porządku.
– Tak, nic się nie stało. To prostu ostatnio mam złe sny. Tylko tyle, nie musisz się przejmować – dodał szybko, zanim Thor zaproponował wizytę u uzdrowiciela ani nic w tym rodzaju.
– Nie mów matce ani ojcu.
Thor pokręcił tylko głową, wzdychając cicho. Osunął się z powrotem na krzesło przy łóżku, obserwując uważnie brata. Lecz na twarzy Baldura znów był lekki uśmiech, a spojrzenie zielonych oczy pełne ciepła. Żadnych niepokojących zmian. Bóg piorunów nienawidził, gdy coś martwiło jego brata. Zwykle po cichu usuwał taką przeszkodę.
– Sprawdzimy co u naszego gościa? – Baldur zmienił szybko temat, spoglądając na niego wyczekująco. Thor poddał się i nie drążył tematu. Nigdy nie potrafił mu odmawiać. Zresztą nie tylko on.
– Powinien niedługo się obudzić. Zadziwiająco szybko zaleczyły się jego rany. Nie powiadomiłem jeszcze Odyna o jego obecności w pałacu, choć on pewnie już wie.
Jego brat podniósł się z łóżka i stanął pewnie na nogach. Zniknął w łazience, lecz po chwili wrócił całkowicie ubrany. Thor zawsze się zastanawiał, jak w tak krótkim czasie udało mu się choćby spleść długie blond włosy w warkocz. Zawsze mu się wydawało, że każdy bóg piękna powinien spędzać wiele czasu przed lustrem, ale zachowanie Baldura nie pasowało do tego schematu. Blondyn stanął przed nim, wyciągając w jego stronę dłoń z materiałową chusteczką. Bóg piorunów podniósł pytająco brwi.
– Masz zaschniętą krew na twarzy – wytłumaczył, spoglądając na niego wyczekująco. Mężczyzna westchnął i chwycił kawałek materiału namoczony wodą. Mu takie drobiazgi nie przeszkadzały, ale Baldur był na to wyczulony. Szczególnie na krew.
– Skaleczyłem się podczas przedzierania się przez ten gąszcz, którym obrosły zachodnie mury.
Nie musiał się tłumaczyć, ale chciał to wyjaśnić. Blondyn zawsze się złościł, gdy Thor wyruszał na wyprawy, tym bardziej, że często wracał pokryty krwią. Bynajmniej nie swoją. Baldur nie byłby w stanie nikogo zabić, nawet jeśli coś by mu groziło. Zdaniem Thora, choć umiał walczyć, był całkowicie bezbronny. Nie brał udziału w żadnych walkach, nawet na turniejach chował się w zamku. Jeśli byłeś ranny- jako pierwszy ci pomoże. Lecz jeśli wracałeś cały pokryty krwią wrogów, najlepiej było mu się nie pokazywać na oczy.
– Mam nadzieję, że żadne biedne leśne stworzenie nie ucierpiało – mruknął pod nosem Baldur, pstryknięciem palców doprowadzając łóżko do porządku.
– Wiesz, ciężko jest omijać każdą mrówkę… - Rozbawiony Thor podrapał się po policzku, usuwając pozostałości zaschniętej krwi.
– Przestań żartować. Przecież wiesz, że nie lubię, gdy cokolwiek ginie bez powodu.
– Czyli twoja troska nie obejmuje malutkich, pracowitych mrówek, który robią co w ich mocy dla swojego domu? Jesteś bez serca, bracie.
Bóg piorunów wyszczerzył się jeszcze bardziej, gdy poczuł mocne uderzenie w głowę.
– Po prostu nie rzucaj się na olbrzymów przy pierwszej lepszej okazji, a nie będę się tak martwić. A teraz rusz się, idziemy.
Thor poderwał się na nogi, przeczesując palcami krótkie brązowe włosy. Chwycił swój młot, z którym się nie rozstawał i pomaszerował raźno za bratem. Niektórzy bogowie śmiali się, że podąża za nim ślepo, zupełnie jak pies. To nie była prawda. Będąc zawsze za plecami Baldura, mógł wszystko dokładnie obserwować. Zauważyć w porę każde niebezpieczeństwo, które mogło czyhać na blondyna. Inni się śmiali – przecież każdy kochał Baldura, nawet olbrzymy nie chciały go skrzywdzić. Jednak Thor miał złe przeczucia, a nauczył im się ufać. Dlatego jeśli tylko mógł, był przy Baldurze. Gdyby zginął… Asgard straciłby swoje serce.
Idąc korytarzem zauważył chowającą się za rogiem kobiecą postać. Przed oczami mignęły mu brązowe loki, gdy zawstydzona bogini zniknęła w najbliższym pokoju. Uśmiechnął się lekko. Nanna doskonale dogadywała się z Baldurem. Nic dziwnego, skoro była boginią dobra, piękna i wiosny. Pasowali do siebie idealnie. Szkoda tylko, że Baldur na razie nie zauważył, że dziewczyna coś do niego czuje. Chociaż równie dobrze mógł o tym wiedzieć i nie mieć pojęcia, co z tym zrobić. A Thor nie mógł mu pomóc, biorąc pod uwagę, że już od dziesięciu lat wzdychał z ukrycia do Sif, nie mając odwagi jej tego wyznać. Czy pełna elegancji bogini zechciałaby kogoś tak nieokrzesanego jak on? Baldur twierdził, że tak, ale… Ufał bratu, lecz to zamierzał załatwić we własnym zakresie.

***
Diancecht nie chciał otwierać oczu. Naprawdę nie miał na to ochoty. Sen był pewnego rodzaju ukojeniem, gdzie niczym nie musiał się przejmować. Nie było w nim nic rzeczywistego, więc zagrożenia też nie były realne. Co innego w rzeczywistości. Nie mógł jednak zignorować obecności potężnego boga w pomieszczeniu, w którym się znajdował. Nie wiedział, gdzie jest, choć jakiś głos w głowie wspominał o Asgardzie.
Walczył z Indrachtem. Został ciężko ranny. Ostatkiem sił otworzył portal nie wiadomo dokąd i zemdlał. Jak przed mgłę pamiętał zmartwione zielone oczy i ciche głosy.
– Przestań udawać, że śpisz. Mam mało czasu i chciałbym to szybko załatwić.
Uchylił powieki i zamrugał, próbując przyzwyczaić się do światła, którego źródłem był pięknie zdobiony żyrandol. Prze chwilę myślał, że jest z powrotem w pałacu Dagdy, ale wszystko było tu inne. Spojrzał na siedzącego na parapecie boga. Setki brązowych warkoczyków sięgały mu do ramion, a słońce odbijało się na wplecionych w nie drobnych koralikach. Diancecht przygryzł wargę, gdy poczuł moc, którą tamten posiadał. Była na równi z potęgą Trzech Królów, może nawet większa…
– Jestem Odyn, władca Asgardu. Naruszyłeś granice naszego panteonu bez pozwolenia, co zgodnie z zasadami skutkuje wojną. Z jakiego panteonu jesteś?
Blondyn miał ochotę stąd zniknąć. Jeśli Nordycy wypowiedzą Celtom wojnę, to Dagda dowie się, gdzie jest. Co więcej, prawdopodobnie wpadnie prosto w jego ramiona. A po tym, jak zabił Indrachta zapewne i Belenus marzy o tym, aby go spotkać.
– Celtyckiego – mruknął cicho, szukając drogi ucieczki. Drzwi zdobiły piękne witraże, ale miał wrażenie, że nie stłuką się łatwo. Ponadto nie był w stanie przełamać zaklęć, którymi były obłożone. Przy oknie siedział Odyn, więc nie mogło było możliwości, aby przez nie się wydostał. Tym bardziej, że prawdopodobnie znajdował się kilkanaście metrów na ziemią. Wątpił, aby kości zdążyły się zrosnąć, zanim go złapią. Portalu nie mógł otworzyć, nie na terytorium obcego panteonu, gdzie nie miał żadnych praw. Nawet jeśli wyszedłby z pałacu… Każdy słyszał o słynnym moście Bifrost, który oddzielał świat bogów od ludzkiego. I o Heimdallu, nieprzekupnym i złowrogim strażniku.
Odyn westchnął, widząc panikę, która zagościła w oczach Celta. Próbował to zamaskować, ale on należał do najbardziej spostrzegawczych bogów, więc chaos w złotych tęczówkach nie umknął jego uwadze.
– Czy stanowisz jakieś zagrożenie dla naszego panteonu?
Diancecht wahał się chwilę, ale spojrzenie barwy mchu skutecznie nakłaniało go do mówienia. Musiał przyznać, że stojący przed nim bóg jest dużo straszniejszy niż Dagda i Belenus razem wzięci. Jakby… wiedział wszystko.
– Trzej Królowie chcą mnie zabić. Zostałem oskarżony o morderstwo… – Odyn wpatrywał się w niego oczekująco. – Którego nie popełniłem – dodał po chwili.
– Doprawdy?
– Nie tego, o które zostałem oskarżony.
– A pozostałe? – Wszechojciec nie poruszył się nawet o milimetr.
– Broniłem się.
– A co z twoją zachłannością? Zabrałeś ich moce.
Diancecht drgnął. Skąd on mógł to wiedzieć? Przecież Nordycy nie interesowali się niczym, co się działo na ziemi. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Ten mężczyzna go przytłaczał, a on miał chaos w głowie. Musi się pozbierać i z powrotem zapanować nad sytuacją.
– Każdy ma jakieś słabości? Jestem pewien, że ty też masz coś, za co poświęciłbyś wiele istnień. I bynajmniej nie jest to coś tak szlachetnego jak rodzina – odpowiedział już pewniej, uśmiechając się kpiąco. Zaskoczenie błysnęło w oczach Odyna, ale po chwili na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Pochylił się do przodu, a Diancecht instynktownie przywarł do ściany.
– Dokładnie, więc radzę nie stawać mi na drodze, bo możesz marnie skończyć. Jak masz na imię?
– Diancecht.
– A więc, Diancechcie, witam w progach panteonu nordyckiego. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił i nie wchodził nikomu w drogę.
Wyprostował się i zanim Diancecht zdążył otworzyć usta, poczuł jego rękę na swoich włosach. Jakikolwiek ład przestał istnieć, gdy Odyn potargał mu je niczym małemu dziecku.
– Jasne? – upewnił się, wciąż się uśmiechając, ale twarde spojrzenie mówiło samo za siebie.
– Zrobię co w mojej mocy, ale różnie bywa w życiu. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale zawsze zastanawiało mnie, jak ono wygląda.
Wszechojciec wzruszył ramionami, kierując się w kierunku drzwi. Machnął ręką, a zaklęcia pieczętujące je przestały istnieć.
– Dlaczego? Nie naruszyłem zasad?
Zatrzymał się, słysząc ciche pytanie. Diancecht wyglądał na spiętego i gotowego do ucieczki, gdyby odpowiedź go zaniepokoiła.
– Nikt ci nie powiedział, że zasady są po to, aby je łamać? Mamy tu coś, co cenimy bardziej niż prawa. Jest to szczerość. Więc wystrzegaj się, Diancechcie, kłamstwa, bo gdy skłamiesz w złym celu, możesz przestać być tu mile widziany. I postaraj się nikogo nie zabić.
Odyn otworzył drzwi, lecz w progu przystanął jeszcze na chwilę.
– Skrzywdź Baldura, a sprawimy, że zaczniesz marzyć o śmierci.

***

– Uprzedził nas- mruknął Thor, oglądając się za oddalającą się sylwetką Wszechojca. Mijając ich, skinął im głową, wyraźnie zadowolony. Bóg piorunów wolał się nie zastanawiać, czy to dlatego, że pozbył się zagrożenia dla swojej rodziny, czy też poznał ciekawego boga.
– Chyba się dogadali. – Baldur nie był niczego pewien, z wyjątkiem tego, że jego gość wciąż żyje. – Chociaż nie wiem, czy o dobrze, że to on z nim pierwszy rozmawiał.
– Dlaczego?
Thor zatrzymał się tuż przed drzwiami do komnaty, do której wcześniej przyniósł nieprzytomnego boga. Jego brat wydawał się zaniepokojony, co go martwiło. Jeszcze przed chwilą się uśmiechał. Ostatnio miewał częste zmiany nastrojów, szczególnie po przebudzeniu. Cokolwiek mu się śniło, nie wpływało na niego dobrze. Może powinien powiadomić o tym ich matkę?
– Jego serce jest w kawałkach. Jeszcze kilka nieodpowiednich wydarzeń, a się rozpadnie. Widziałeś kiedyś boga próbującego popełnić samobójstwo?
– Nie.
– Ja też dawno tego nie widziałem i nie zamierzam tego oglądać. Thorze?
Bóg piorunów spojrzał na blondyna, który stał z ręką na klamce. Drugą dłoń położył mu na ramieniu i spojrzał prosto w oczy. Zielone tęczówki hipnotyzowały.
– Jesteś cudownym bratem.
Chwilę zajęło Thorowi zorientowanie się, że lekki ciężar zniknął z jego ramienia, a drzwi się zatrzasnęły. Jeszcze jedna chwila minęła, zanim zaczął dobijać się do nich, wykrzykując imię brata. W odpowiedzi dostał cichy śmiech z wnętrza pokoju i zaklęcia pieczętujące wejście.
Baldur jak zawsze się narażał. A Thor jak zawsze dał się zmylić.


***************************************************************************
 Przepraszam za tak długą nieobecność, ale w szkole miałam nawał pracy. Jeśli chodzi o długość rozdziału to jestem zadowolona. Lecz jeśli chodzi o treść... Wiem, za każdym razem na nią narzekam, ale chyba inaczej nie potrafią. Po prostu nie udało mi się przedstawić do końca relacji bohaterów w ten sposób, co chciałam. Może potem będize lepiej. 
W panteonie nordyckim zabawimy trochę dłużej, a niedługo, co pewnie niektórych ucieszy, pojawi się Loki. 
Następny rozdział postaram się napisać do końca roku, bo przecież wolny czas trzeba jakoś wykorzystać. 
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze,
Mentrix

2 komentarze:

  1. No hej, hej :) Spokojnie, byłam na Twoim miejscu, więc doskonale wiem, jak czasem potrafią człowieka zawalić robotą. I tak utrzymujesz niezłe tempo, biorąc pod uwagę, że piszesz jednocześnie na dwa blogi. Szacun! O, długość rozdziału jak najbardziej zadowalająca :) I wiem, że z punktu widzenia autora to zawsze wygląda inaczej, często gorzej niż w naszych wyobrażeniach, jednak osobiście poświadczam, że mi rozdział czytało się niezwykle przyjemnie. Zwłaszcza od strony takiej... Technicznej, stylistycznej. Rozumiesz, o co mi chodzi, prawda? Tekst był taki spokojny, dojrzały, wyważony, wprawne opisy, naturalne dialogi... Nie żeby we wcześniejszych rozdziałach tego brakowało, po prostu teraz tak mi się to rzuciło w oczy. Widać, że zdecydowanie nabierasz wprawy :) Cieszę się, że trochę zabawimy u nordyckich bogów, bo zapowiada się ciekawie, przedstawiasz ich w interesujący, żywy sposób. Podoba mi się też, jak ukazujesz specyfikę poszczególnych panteonów. Każdy rządzi się swoimi prawami, w każdym panuje inny... Nastrój, tak bym to chyba określiła. Odyn tak wstępnie przypadł mi do gustu, bardziej od Dagdy w każdym razie. Za to mam dylemat z Baldurem, bo z jednej strony wydaje się w porządku i polubiłam go, ale z drugiej mam awersję do postaci, które wszyscy dookoła lubią. Wiem jednak, jak biedak skończy (przynajmniej wg mitologii), więc już mi go szkoda :( Złamiesz mi serce, prawda? Ech... No nic, cieszmy się tym, co na razie mamy, a mamy fantastyczną, braterską relację Baldura z Thorem, bardzo mi się podoba. I oczywiście ta końcówka... Brilliant! Ha, oczywiście że czekam z niecierpliwością na Lokiego! Jestem niezwykle ciekawa go w Twoim wydaniu :)

    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  2. troche spoznione ale jest...
    rozdzial bardzo mi sie podobal.Przyjemnie sie go czytalo.Ogolnie to lubie thora i lokiego wiec wprowadzaj ich jak najwiecej...
    za moment zakonczenia chce cie udusic ale niestety jak to zrobie to nie napiszesz nic wiecej i nie chce byc oskarzona o morderstwo...dla mrowek na ścieżce jest juz niestety za pozno(oj baldur bedzie zly).To byl chyba 1 rozdzial w ktorym sie polapalam kto jest kim i jak to wyglada z rodzina...sukces
    Baldura nie lubie...postacie ktore wszyscy kochaja sa zaraz po postaciach wyidealizowanych(no moze nie zaraz ale blisko).
    Diancechta lubie...fajny jest wiec go nie zabijaj.
    Czekam na wiecej i weny życzę

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic