niedziela, 9 października 2016

Rozdział VII

Na spalonych słońcem pustyniach w głębi kraju, w parujących dżunglach wzdłuż rzeki oraz na zamieszkanych przez dzikie zwierzęta stepach, gdzie każda kropla wody jest bezcennym skarbem, o który się walczy, próbuje przeżyć człowiek. Ludy koczownicze, przemieszczające się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu zwierzyny i jadalnych roślin. Mieszkający w sporządzonych z kości i skór wielkich zwierząt namiotach, prymitywni, lecz żyjący w pokoju ludzie. Wybrani, natchnieni przez Thota, zdolni są nawet leczyć urazy i wytwarzać krzemienne noże. Poszczególne grupy nomadów żyły w pokoju, nie naruszając swoich granic, czasem jednocząc się podczas polować na wielkie zwierzęta.
A nad tym wszystkim czuwali bogowie.
Ojcem panteonu jest tu Ra, władca słońca i bogów. Powstało jako pierwszy, a bojąc się samotności stworzył swoje dzieci. Tefnut, pierwszy byt żeński tego panteonu władała wilgocią, zaś jej mąż – Szu – był panem powietrza. Z ich związku pojawili się Geb i Nut, którzy umiłowali siebie nawzajem. Szu jednak zabronił córce łączenia się ze swym bratem przez wszystkie dni roku egipskiego. Wtedy Nut stworzyła pięć dodatkowych dni, w trakcie których poczęła swoje dzieci. Rozwścieczony Szu rozdzielił na zawsze Nut i Geba, Niebo i Ziemię. Do dziś spoglądają na siebie tęsknie, zatapiając się w miłosnych uściskach, gdy nikt nie patrzy. Bogini nieba zrodziła czwórkę dzieci o niezwykłych umiejętnościach. Izyda – bogini magii i małżeństwa – olśniewała wszystkich swoją urodą, sprawiając, że nawet rozgniewany Szu przestał nienawidzić wnuków. Ozyrys czuwał nad duszami zmarłych, lecz nie odstępował Izydy na krok. Do nich żywił nienawiść Set, pan zła, ciemności i suszy. Jego lękała się też jego żona, Pani Piasków, sprawująca pieczę nad umarłymi, Neftyda. Wszyscy ci bogowie tworzyli Wielką Enneadę, czyli dziewiątkę bóstw, stanowiących fundament panteonu. To im ludy koczownicze oddawały największą część, bojąc się ich gniewu, lecz licząc na ich ochronę.
Wielkim szacunkiem cieszył się też Horus, wojowniczy syn Izydy i Ozyrysa. Młody bóg z niepokojem przyglądał się wujowi, gdy ten nieprzychylnym okiem spoglądał na jego ojca. W porównaniu do Seta był jednak słaby i w pojedynkę za dużo zdziałać nie mógł. Czasem rozmawiał o tym z przyjacielem. Nikt nie wiedział, kto jest ojcem Anubisa, a Neftyda milczała uparcie. Jednak niewątpliwie Sędzia Dusz cieszył się wielką sympatią Ra, co ukracało wszelkie spekulacje. Nie spędzał dużo czasu w Heliopolis, pałacu wszystkich bogów. W odróżnieniu od innych panteonów, Egipcjanie woleli zamieszkiwać ziemię, ukrywszy swój pałac za mgłą, stworzoną przez Izydę. Najczęściej Anubisa można było spotkać w Duat, na styku różnych rzeczywistości, w miejscu, które stworzyła Maat, córka Ra. Była żoną Thota, bóstwa mądrości i nauki, który pomagał rozwinąć się ich wyznawcom, dzieląc się z nimi powoli swoja wiedzą. Wszystkim zagrażał Apopis, olbrzymi wąż, wcielenie zła i chaosu, zamieszkujący głębiny Duat. Atakował Słoneczną Barkę Ra każdego wschodu i zachodu słońca, pragnąc śmierci, boga, który wraz z tarczą słoneczną przemierzał każdego dnia niebo. Sprzymierzeńcem Ra była jego córka, kocia bogini Bastet, która za każdym razem powstrzymywała Apopisa.
Mówi się, że bogowie egipscy ukazywali się ludziom w postaci ukształtowanej przez wyobrażenia wyznawców. Wierni przypisywali im poszczególne zwierzęta, które podziwiali ze względu na ich siłę lub inteligencję, aby ich lepiej zrozumieć.
Panteon egipski nie żył w dobrych stosunkach z bóstwami zamieszkującymi Bliski Wschód. Stworzyli swoich wyznawców jednocześnie i wciąż nie mogli dojść do porozumienia, do kogo należą. Przez większość czasu ignorowali się wzajemnie, starając się jednak jak najbardziej rozwinąć swoje ludy i tereny, które zamieszkiwały. Ludziom pod nieustanną opieką bogów żyło się dobrze, ciepły klimat nie sprzyjał chorobom, które ostatni wyniszczały ludy północy.
Wszyscy bogowie szanują i uznają władzę Ra, lecz nie przeszkadza in to w czekaniu na potknięcie się któregoś w Wielkiej Enneady, aby zając jego miejsce. Dbają o swoich wyznawców, bo wiedzą, że bez ich wiary są bezsilni, wystawieni na ciosy przeciwników. Zazwyczaj tworzą i budują zamiast niszczyć, wypowiadają wojnę każdemu, kto chce zatrzymać rozwój ludzkości i zawrócić ją do jej prymitywnych korzeni. Żaden bóg z mocą niszczenia nie cieszy się tu zaufaniem, a imię Apopisa odważą się wymówić tylko nieliczni.
Oto panteon, który poprowadzi ludzkość do wielkości, sprawi, że jego lud zostanie zapamiętany na wieki, a pamiątki o wielkim imperium, zwanym później Egiptem, przetrwają po dziś dzień. Legendy o faraonach, będących pod bezpośrednią opieką Horusa i Ra, będą wciąż żywe, a hieroglify będą jedną z zagadek, które tak pasjonują naukowców.
Niezwykłe, prawda? Nic dziwnego, że tak się wywyższają, denerwując tym każdego, w tym mnie. Jednak zapominają o jednym, dość ważnym szczególe.
Oto panteon, którego moc upadła, którego państwo musiał przyznać się do porażki. Oto Egipt, który najpierw musiał pokłonić się Aleksandrowi, potem zaś potędze Imperium Rzymskiego. Oto panteon, który zgiął kolana przed chmurowładnym Zeusem.
Jego też nie darzę sympatią.

***

Ra spoglądał na Izydę, a jej mina z pewnością nie zwiastowała dobrych wieści. Piękna bogini była zwykle uśmiechnięta, a ciepło w jej oczach potrafiło zażegnać prawie każdy spór. Czarne włosy przyozdobiła koroną z róż, ubrana w przewiewną tunikę ze złotymi zdobieniami, dłonie zaciskała kurczowo na naszyjniku z ankh. Stała tuż przy podwyższeniu z tronem Ra i wpatrywała się w pradziadka ze smutkiem. Była boginią rodzin, jakikolwiek rozłam przyjmowała jako osobistą porażkę, nawet jeśli tyczyło się to jej boskiej familii. I choć sytuacja była nieciekawa, Ra widział w oczach Izydy nadzieję, że jej brat się opamięta i zaprzestanie swoich działań.
– Nie ufam mu, ojcze. Stara się być dawnym sobą, gdy jestem w pobliżu, ale wiem, że coś go zżera od środka. Podburza nasze ludy. Ostatnio za jego sprawą starły się dwa plemiona, zginęło dwunastu ludzi. To nie tak miało być. Myślałam, że razem zdołamy utrzymać go po naszej stronie, ale…
Seth. Oczywiście, Ojciec Bogów spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Rozmawiał o tym nawet z Tothem, obaj zgodzili się, że zmiana Setha jest nieunikniona. Ale jak Ra miał to przekazał jego rodzeństwu?
Wstał z tronu, schodząc z podwyższenia i stając obok bogini. Nigdy nie lubił spoglądać na innych z góry. Położył dłoń na jej ramieniu, oferując odrobinę rodzinnego ciepła, którego Izyda potrzebowała.
– Jest coś jeszcze, prawda?
Izyda westchnęła ciężko, spuszczając głowę. Jej brązowa skóra zdawała się być stanowczo za jasna, co było znakiem, że bogini od kilku dni musiała być wręcz chora z niepokoju.
– Wczoraj pomagałam Neftydzie uprzątnąć bałagan po walce plemion, którą spowodował Seth. Zostawiłam Horusa samego, a wtedy przyszedł do niego Seth.
Ra spiął się i powstrzymał chęć, aby iść i sprawdzić, czy z Horusem wszystko w porządku. Bóg był młody, a pełne jadu słowa Setha mogły wsiąknąć w jego duszę. Ojciec Bogów pamiętał, że mało brakowała, a nawet on uległby manipulacji Pana Pustyni.
– Najpierw mówił mu o Anubisie. Opowiadał, jak wielką sympatią się u ciebie cieszy. Pytał, czy nie jest o to zazdrosny. Czy nie chciałby zająć miejsca Anubisa? Seth namawiał go, aby podczas następnego spotkania się go… pozbył.
Dość, zabije Setha, nie ważne, że jest częścią rodziny. Czasem należy kierować się najpierw sercem, a Ra zdecydował, że właśnie nadeszła ta chwila. Potem zajmie się Horusem. Bóg był młody, podatny na innych, a Seth doskonale wiedział, jak to wykorzystać.
– Spokojnie. – Tym razem to Izyda zacisnęła rękę na jego ramieniu, żądając, aby się uspokoił. – Seth nie docenił więzi, jaka nawiązała się między Horusem i Anubisem. Anubis mógł stać się odludkiem, ale wciąż jest najlepszym przyjacielem mojego syna. Lojalność Horusa jest bez zastrzeżeń. Sędziemu Dusz nic nie grozi.
Ra wątpił, aby Horus był w stanie zranić Anubisa, nawet jeśli starałby się z całego serca. Niewątpliwie syn Izydy był lepszym wojownikiem niż opiekun zmarłych, posiadał też znacznie większą moc. Jednak Anubis ostatnie lata spędzał w Duat, gdzie zapuszczali się tylko nieliczni bogowie. Ra nie wiedział już, o czym myśli młody bóg, co nim kieruje. Zwykle wiedział o wszystkim, co się działo w panteonie, choć rzadko pojawiał się na wiecach. Ojciec Bogów powinien się czuć zaniepokojony, ale po prostu mu ufał. I miał nadzieję, że ten nigdy nie zawiedzie jego zaufania.
– Namawiał Horusa, aby zajął miejsce ojca, aby go zabił. Horus rzucił się na niego z mieczem, ale wtedy Seth zniknął wśród piasku pustyni.  Nie udało mu się, ale spocznie póki nie pozbędzie się Ozyrysa. Ojcze, jestem pewna, że Seth chce obalić mojego męża.
Ra musiał się zgodzić z Izydą. Seth był żądny władzy, a potężny brat z pewnością mu przeszkadzał. Nie zaatakuje bezpośrednio, Pan Pustyni żył we własnym świecie, cenił sobie podstęp, oszustwo i manipulację. Jeśli bogowie mogli być czegoś pewni, to tego, że Seth nie wbije osobiście chepesza w serce Ozyrysa. Raczej posłuży się innym bogiem.
– Mówiłaś o tym Ozyrysowi? Jeśli nie, to natychmiast go powiadom. Musi na siebie uważać. Mamy w panteonie zdradliwego węża, który sączy jad w nas wszystkich.
Izyda skinęła głową, ruszając do drzwi pałacu. Zatrzymała się jednak w progu i spojrzała na starca. W jej spojrzeniu nie było już niepokoju, tylko niezachwiana stanowczość. Izydy nigdy nie należało traktować jako słabej bogini małżeństwa. Jeśli Seth nie naprawi swojego błędu, jego pomyłka może się okazać dość… zabójcza.
– Ojcze? Nie jest to groźba skierowana do ciebie, lecz chciałabym, abyś sobie coś uświadomił. Nie jestem tylko boginią małżeństwa. Jeśli ktoś podniesie rękę na mego męża lub syna, jeśli ich zrani, pozna gniew bogini magii, który może nie mieć końca. Skona w straszliwych mękach.
Ra z szacunkiem skłonił głowę, przyjmując deklarację bogini. Wiedział, że zadbała, aby usłyszał ją każdy członek ich panteonu. Stał w bezruchu, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła Izyda. Zazwyczaj była łagodna, lecz gdy szło o jej najbliższą rodzinę, zmieniała się w rozjuszoną lwicę. Lecz…
– To nie powstrzyma Setha. – Cichy głos nie zaskoczył Ra, tak samo jak widok młodego boga, który rozparł się wygodnie na tronie.
Anubis jako jedyny z panteonu wyglądał, jakby nigdy nie widział słońca. Jego skóra była wręcz chorobliwie blada, a w połączeniu ze złotymi oczami i ciemnymi włosami wyglądał jak sama Śmierć. W udziale przypadło mu niezbyt miłe zajęcie, jakim był pogrzeb, przeprowadzanie duszy do Krainy Zmarłych i osądzenie jej. Nie miał za dużo pracy. Ludzi było stosunkowo niewielu, a zgony do licznych nie należały. Każdego dnia ktoś umierał, głównie stratowany przed zwierzynę, na którą się zasadził z towarzyszami. Lecz był to pojedyncze przypadki, więc Anubis odprowadzał dusze góra pięć razy dziennie. Jednak ostatnie działania Setha przysporzyły mu dodatkowej pracy.
– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale na razie nie zrobił nic, o co mógłbym go oskarżyć. Tym samym mam związane ręce. Poczekam…
– Na co poczekasz? Aż zabije kogoś z nas? Nie chcę wiedzieć, co się dzieje z bogiem, gdy umiera. A może poczekasz, aż staniesz się marionetkowym władcą? Ze swoimi umiejętnościami Seth bez trudu będzie nami manipulował. Jesteś królem, Ra. Twoje decyzję są niepodważalne. Zniszcz problem w zarodku.
– Obawiam się, Anubisie, że tego nie da się już zdusić w zarodku. Nie widzisz, co zrobił Seth? Kieruje tobą, twoje słowa to jego słowa, choć długo się nie widzieliście. Namawiasz mnie do zabójstwa. Robisz to samo, co on uczynił z Horusem. – Podszedł bliżej, wpatrując się w złote tęczówki. Tak jak myślał, na dnie czaił się cień, ciemność, która pierwotnie należała do Setha. – Nie daj mu się omamić, Anubisie. To przebiegły kłamca, jakże inteligentny! Jestem królem, to prawda. Nie dlatego, że narodziłem się jako pierwszy. Nasz rodzina mnie wybrała, moi poddani mnie wybrali. Ustaliłem pewne zasady. Jeśli je złamię, zniknie poczucie bezpieczeństwa i zaufanie jakim mnie darzyli.
– Lepiej, aby się bali, niż gdybyś był pozbawiony realnej władzy. Problemem jest Seth, ale przyjdą kolejni. Jednak jeśli zadbasz o to, aby czuli do ciebie respekt i szacunek, to mogą cię nienawidzić, ale nie złamię praw – mruknął niepewnie Anubis, udając, że uważnie ogląda złotą bransoletę na nadgarstku.
Ra westchnął głośno, przesuwając dłonią po siwych włosach. Zawsze uważał, że wygląd dojrzałego mężczyzny doda mu majestatu. Nie był próżny, lecz chciał być jak najlepszym królem, jakim go widziała rodzina.
– Widziałeś się z Sethem, prawda? Dwa, trzy tygodnie temu? Czego chciał?
Niepewność zagościła w oczach Przewodnika Dusz, dając Ra odpowiedź, zanim jego towarzysz zdołał otworzyć usta.
– Myślałem, że chce tylko porozmawiać. Jeszcze nie zaczął swojej gry, więc nie uważałem go za niebezpiecznego.
Błąd. Zdawał sobie teraz sprawę, że to był błąd. Rozmawiali tylko chwilę, nie poruszając istotnych tematów, ale przez odpowiedni dobór słów bóg zła zdołał…
– Zatruł ci umysł swoimi poglądami. Wykorzystał do tego niewielką ilość magii, nawet się nie zorientowałeś. Na tym etapie mogę jeszcze coś z tym zrobić.
Oczy Ra rozbłysły niczym słońce, którego był bogiem. Z satysfakcją wpatrywał się w cień w oczach Anubisa, który niechętnie oddawał pole migoczącemu złotu, aż wreszcie całkowicie zniknął. Bóg mógł przysiąc, że słyszy wściekły krzyk Setha.
Młodszy bóg poderwał się z tronu, który zajmował do tej pory. Dopiero teraz, mając już czysty umysł, zdał sobie sprawę, jak mało brakowało, aby stał się marionetką złego boga. Musiał się uspokoić, musiał wszystko przemyśleć. Musiał... rozważyć zabicie Setha na własną rękę. Ra nie mógł tego zrobić, nie mając żadnych podstaw. Lecz jemu nic nie stało na przeszkodzie. Oprócz tego, że był zbyt słaby, aby mierzyć się z kimkolwiek z Wielkiej Enneady. Potrzebował ciszy i spokoju, a znał tylko jedno miejsce, które zapewniało mu obie te rzeczy. Duat.
– Muszę już iść – mruknął, schodząc z podwyższenia. Ra odprowadził go zaniepokojonym wzrokiem. Znów uciekał do swojej samotni. Kiedyś spędzał sporo czasu z Horusem, a teraz… Pokręcił zrezygnowany głową. Nie będzie teraz w to wnikać. Ma na głowie Setha. Nie wiadomo, z kim bóg zła rozmawiał, kogo umysł zatruł swoimi jadowitymi słowami.
– Zaczekaj, mam prośbę. Spędzaj więcej czasu z innymi. Nie zamykaj się w Duat. Na samym dnie tego wymiaru jest uwięziony Apopis, a długie przebywanie w tym samym miejscu co on… Nie zamykaj się na nas, chłopcze, bo to najgorsza rzecz, jaką możesz zrobić. Nie jesteś szczęśliwym bóstwem, Anubisie. Was, bogów śmierci z każdego panteonu, czeka podobny los. Gdy nasza rodzina, cywilizacja upadanie, będziesz ostatnim, który przestanie istnieć.  Będziesz przez jakiś czas całkiem sam. Przykro mi, ale nie da się tego zmienić. Bo co byśmy nie zrobili, śmierć zawsze umiera ostatnia.
Wstrząsy nastąpiły nagle. Ra wpatrywał się oczekująco w Anubisa, a chwilę później musiał odskoczyć w bok, aby nie zostać przegniecionym kawałkiem sufitu. Cały pałac trząsł się w posadach, silny wiatr otworzył z hukiem drzwi, krople deszczu wpadły do Sali. W oddali huknął piorun. Burza nigdy nie powinna pojawi się na południu. Czyżby to Seth coś kombinował? Jednak nikt z Egipcjan nie władał burzą. Byli atakowani przez inny panteon? Sumeryjscy bogowie byliby do tego zdolni.
Rzucił się do drzwi, chcąc przyjrzeć się dokładniej zaistniałej sytuacji. Powstrzymał go cichy okrzyk bólu. Anubis klęczał na kamiennej posadzce, trzymając się za serce. Wokół spadały odłamki sufitu, cala sala była pokryta unoszącym się w powietrzu pyłem.
Sędzia Zmarłych zacisnął zęby, próbując oswoić się z bóle. Czuł się rozrywany od środka, tysiące dusz pragnęło jego uwagi, aby odprowadził je do miejsca wiecznego spoczynku. Liczba ta przytłaczała, a martwych z każdą chwilą było więcej. Ich jęki i krzyki mieszały mu się z własnymi myślami, nie pozwalając się mu skupić. Wiedział, że kiedyś to nadejdzie. Ludzi będzie coraz więcej, w ciągu minuty będzie umierać kilkadziesiąt osób, a on będzie musiał być w kilkudziesięciu miejscach jednocześnie. Jeszcze tego nie potrafił. Nie był gotowy.
Ra zacisnął rękę na jego ramieniu, ale nie wiedział, jak pomóc. Przydałby się Ozyrys, chociaż nawet on mógłby nie mieć o niczym pojęcia. Odprowadzanie dusz było zadaniem Anubisa, jego i tylko jego. Ojciec Bogów był rozdarty. Wiedział, że ginął ludzie, których jego panteon stworzył i obiecał opiekę. Stan Anubisa był tego potwierdzeniem. Jeśli byli atakowani, powinni stawić czoła nieprzyjacielowi. Musiał natychmiast wezwać pozostałe bóstwa i ustalić plan działania. Lecz… Spojrzał na młodszego boga. Bał się, że jeśli go zostawi, to on zwariuje. Nie trzeba było być bogiem mądrości, aby wiedzieć, że każda dusza walczy o uwagę tego boga, co równa się z istnym chaosem w myślach.
Odetchnął z ulgą, gdy rozpoznał energię materializującej się w pomieszczeniu bogini. Czując jej przyzwolenie, wybiegł z Sali.
Anubis poczuł ręce, owijające się wokół niego i podnoszące go z posadzki. Z westchnieniem ulgi oparł się o boginię, przymykając oczy. Ciepłe, łagodne, pełne współczucia i matczynej troski ręce gładziły go po włosach, próbując zabrać ze sobą ból.
– Możesz oddać mi połowę – zachęciła Neftyda, tuląc go do piersi. Anubis mógł mieć kilkaset lat, ale według boskich standardów wciąż był dzieckiem, które po prostu za szybko dorosło. I teraz, w ramionach matki, czuł się wyjątkowo szczęśliwy. Neftyda dzięki małżeństwu z Sethem stała się Panią Śmierci. I właśnie po raz pierwszy zamierzała wykorzystać swoje przywileje, aby pomóc synowi.
Zamknęła oczy, zanurzając się w krainie śmierci, bólu i rozpaczy. Widziała światło, które było Anubisem, do którego lgnęły wszystkie duszę, pragnąc wieczystego spokoju. Chwyciła połowę z nich i siłą przyciągnęła do siebie. I zaczęła siłą wysyłać je do Krainy Ozyrysa. Je wszystkie trzeba będzie osądzić, ale tym można się zająć później. Sąd nie musiał być natychmiastowy.
Nikt, ani dusze zmarłych, ani Seth, ani inne panteony. Nikt nie skrzywdzi jej syna. Zadba o to.
***

– Nie jesteśmy atakowani. Żaden bóg nie naruszył naszej granicy, a Seth siedzi na pustyni i z tego co mówił, nie zamierza się na razie stamtąd ruszać – poinformował Thot, wchodząc do Sali Posiedzeń z żoną u boku. Maat uśmiechnęła się promiennie do Ra, pozdrawiając swojego ojca. Ojciec Bogów przerwał swoją rozmowę z Ozyrysem, analizując nowe informacje.
– Co może sprawić, że drży cała ziemia? – mruknął Ozyrys, próbując zetrzeć krew z białej tuniki. Zmierzając do pałacu w podnóża gór natknął się na plemię, próbując uratować towarzysza, którego przygniotła wielka skałą. Z tego co mówili, spadła prosto z nieba. Pomimo pomocy Ozyrysa, człowiek nie przeżył.
– I płonie – dodał Geb, krzywiąc się cierpiętniczo. Ból ziemi był jego bólem. Bogowie spojrzeli na niego pytająco. – Północne granice naszego terytorium stoją w ogniu, którego nie mogę ugasić. Wszystko tam zginęło, nie ma żywej duszy. Z nieba spadają wielkie odłamki skalne, ziemia drży, uderzają w nią pioruny.
– Gdzie jest ognisko tych zjawisk?
– Azja Mniejsza.
Odpowiedź przyszła, choć nikt jej się nie spodziewał. Przez salę przeszedł podmuch wiatru, obwieszczając przybycie boga, który od wieków nie pokazywał się rodzinie na oczy. Szu rozsiadł się wygodnie prze końcu stołu, gładząc z zadowoleniem swoją długą, siwą brodę. Zignorował zdumione spojrzenia bogów, dzieląc się informacjami, przez które tu przybył.
– Zeus i jego rodzeństwo toczy walkę o władzę… W tym momencie Zeus walczy z Kronosem, a Hades z Posejdonem odpierają szturm na Olimp. To jeszcze trochę potrwa. Ziemia płonie, wyrywają góry i ciskają nimi w siebie. Barbarzyńscy bogowie. – Wydął pogardliwie wargi.
– Barbarzyńcy to raczej Celtowie i Nordycy – zwróciła mu uwagę Maat. Szu wzruszył tylko ramionami, nie przyjmując tego do wiadomości. Jego zdania nic nie zmieni.
– Celtowie właśnie pokryli całą Północ lodem, zabijając wszystkich ludzi i zwierzęta z niewiadomego powodu. I to bez zgody Nordyków. Będzie wojna – obwieścił radośnie. Uwielbiał wiedzieć więcej niż inni. Informacje były bezcenne, a on, jako bóg wiatru, mógł dostać się niezauważony prawie wszędzie.
– Wróćmy do tematu. Nas, w przeciwieństwie do Północy, zaraz strawi ogień. Co robią Sumerowie? Są bliżej źródła – spytał Ra, wpatrują się w mapę, która zajmowała cały stół.
– Nie zamierzają interweniować. Jeśli Zeus wygra, będzie im to na rękę. Stworzyli barierę wokół swojego terytorium, bronią ziemię i ludzi. Powinniśmy pójść w ich ślady.
– Przeklęci Sumerowie – syknęła Nechbet, gładząc siedzącego na jej ramieniu sępa. Jej oczy przypominały ślepia krwiożerczego ptaka, który upatrzył swoją ofiarę. Zawsze pierwsza do zwady i bójki. – Zawsze są krok przed nami. Będą się pysznić, jeśli postąpimy tak jak oni…
– Milcz, Nechbet. – Bezwzględny rozkaz padł z ust Ra. Bogini spojrzała na niego niechętnie, ale zacisnęła usta. Ojciec Bogów zamknął oczy, wzywając wszystkich bogów, nawet tych najmniejszych, do pałacu. Nie miał wątpliwości, że Seth nie użyczy swojej energii do stworzenia bariery, a Anubis z Neftydą będą zbyt zajęci duszami. Potrzebował każdej ilości mocy, jaką mógł zgromadzić.
Do mnie. Już.
Zniecierpliwiony wpatrywał się w pojawiających się w sali bogów. Obok niego stanęła Izyda z Horusem. Młody bóg jak zawsze ubrany był w zbroję i z mieczem u boku. Obdarzył Ra bystrym spojrzeniem i usiadł obok ojca. Bogini magii uśmiechnęła się, widząc swoją rodzinę wreszcie razem. Czasem obowiązki Ozyrysa zmuszały go do podróży na drugi koniec kontynentu.
Hathor, Mut, Bes, Ptah, Hapi, Neit, Sachmet, Sobek. Tefnut I siedzący na przeciw siebie Geb i Nut. Brakowało tylko…
– Gdzie Chonsu? – Bóg księżyca był bardzo sumienny, nie zignorowałby wezwania najwyższego bóstwa. Czasem się spóźniał - zapominał o upływającym czasie, gdy tylko zasiadał do partyjki senet. Jednak w tej sytuacji wstrząsy na pewno wytrąciłyby go z zamyślenia nad grą.
– Na drugim końcu kontynentu. Jest dzień, nie da rady tu przybyć.
Jak każdy z nich, Chonsu miał ograniczenia. Nie mógł podróżować za dnia, słońce go wykańczało. Był w stanie przebyć krótki dystans, potem padał wycieńczony i kolejny dzień odzyskiwał siły. Wędrówki przez kontynent przed zapadnięciem zmroku nie przetrwa. Ra musiał pogodzić się z nieobecnością boga, co wiązało się z mniejszą ilością mocy.
Westchnął ciężko w myślach. Była jeszcze Bastet, ale jej nie odważy się wezwać. Kocia bogini pilnowała więzienia Apopisa w głębi Duat, a Ojciec Bogów nie miał zamiaru zabierać jej ze stanowiska. Wolał całkowitą zagładę ludzi i zniszczenie terenów należących do ich panteonu, niż Apopisa na wolności.
– Zacznijmy…

***

W Duat było cicho, nic nie zakłócało spokoju, a otaczała go pustka. Miało się wrażenie oderwania się od świata, co w pewnym sensie było prawdą. Za pomocą wyobraźni można tu było stworzyć wszystko, odrobina magii i miałeś już swój dom, miejsce, gdzie nikt nie zagląda, gdzie możesz na spokojnie pomyśleć. A Anubis właśnie rozpaczliwie potrzebował odpoczynku. Pękała mu głowa, choć wszystkie dusze znajdowały się już na Sali Sądu i nie mąciły mu w głowie. Nie było jęków, krzyków, nawoływań. Lecz ich echo pozostało, a Anubis podejrzewał, że minie dobre kilka dni, zanim dojdzie do siebie i zregeneruje swoją energię. W tej chwili był jej niemal całkowicie pozbawiony.
Jego matka czuła się lepiej, została w pałacu, aby pomóc bogom wznieść barierę. Bóg nie czuł się na siłach i wrócił do siebie. Po prostu uciekł. Na samą myśl, że ktoś zażądałby od niego najmniejszego wysiłku lub narzucałby mu swoje towarzystwo, miał zawroty głowy, których trudno było się pozbyć. W tej chwili chciał być sam.
Nakreślił w powietrzu odpowiedni znak i pojawiły się czarne drzwi. Wszedł i opierając się o ścianę dotarł do najbliższej sterty poduszek. Rzucił się na nie, starając się ignorować wszystko wokół. Minutę później stwierdził, że musiał się czymś narazić Bastet, skoro bogini szczęścia zsyła na niego taką karę. Leżał z zamkniętymi oczami jeszcze przez chwilę w nadziei, że nieproszony gość zniknie.
– Wyjdź – warknął, gdy jego irytacja sięgnęła zenitu. Odpowiedziała mu cisza, przerywana odgłosem kroków, gdy gość podszedł bliżej. Anubis otworzył oczy, próbując zabić przybysza wzrokiem. Przysłużyłby się całemu panteonowi. Seth zignorował jego spojrzenie, ponownie podrzucając w powietrze szklaną kulę. Prezent od Izydy. Bóg zła nie miał prawa go dotykać.
Anubis wyciągnął rękę, a kula poszybowała w powietrzu i spoczęła mu na dłoni. Seth w końcu zwrócił na niego uwagę, rozbawione spojrzenie czarnych oczu starło się złotym, pełnym nieskrywanej nienawiści.
– Wyjdź – powtórzył Sędzia Zmarłych, stając chwiejne na nogach. Seth zmierzył go spojrzeniem, a jego usta wygięły się w kpiącym spojrzeniu.
– Nie wyglądasz na takiego, który jest w stanie rozkazywać. Podobnie jak cała reszta panteonu. Wszyscy są żałośnie słabi po wzniesieniu tej bariery. Poświęcać się tak dla ludzi i ziem. Idiotyzm.
– Czego chcesz?
– Aktualnie rozkoszuję się myślą, z jaką łatwością mógłbym ich teraz wszystkich zabić. Ale… - uśmiechnął się, widząc przerażone spojrzenie młodszego boga – gdzie byłaby tu zabawa? Gdzie intryga? Gdzie zdrada? Gdzie zło, które uradowałoby mą duszę?!
Anubis spojrzał na niego ponuro, nic nie mówiąc. Z całych sił starał się utrzymać na nogach. Czuł, jakby Seth wysysał z niego energię, która mu została. Próbował nie słuchać tego, co mówił Pan Pustyni.
Nie widzisz, co zrobił Seth? Kieruje tobą, twoje słowa to jego słowa, choć długo się nie widzieliście. Zatruł ci umysł swoimi poglądami. Wykorzystał do tego niewielką ilość magii, nawet się nie zorientowałeś. Nie daj mu się omamić, Anubisie. To przebiegły kłamca, jakże inteligentny!
Słowa Ra pięknie wszystko podsumowały. Anubis miał w sobie tą ciemną stronę, której było brak Horusowi. Był podatny na manipulacje Setha, może najbardziej z całego panteonu. Trzy tygodnie temu rozmawiali. Nic ważnego, kilka wymienionych między sobą zdań. A on został zmanipulowany i nawet tego nie zauważył. Tezy boga przeniknęła do jego umysłu, zatruwając go. Ra go wyleczył, a teraz…
Teraz Anubis się bał. W środku trząsł się ze strachu. Nie lękał się tego, że Seth mógłby go skrzywdzić. Martwiło go to, co może zrobić innym, gdy bóg zła będzie nim manipulował. Każde jego słowo było wyważone, niosło ze sobą odpowiednią dawkę emocji, by nie mógł go szybko zapomnieć. By śniło mu się po nocach.
Seth był podłą żmiją i istniało na to tylko jedno antidotum. Nie pozwolić mu mówić. Rozejrzał się dookoła, a jego wzrok natrafił na podarte pasy materiału. Pozostały po ostatniej wizycie Horusa, gdy próbowali zatamować krwawienie. Bóg nieba został ranny w pojedynku, na który wyzwał jakiegoś boga sumeryjskiego. Bardzo lekkomyślne, Anubis ledwie zdołał go stamtąd zabrać, nim sumeryjska stal przeszyłaby na wylot jego przyjaciela.
Skupił się, a materiał uniósł się w powietrze. Nie miał za bardzo pomysłu, co z nim zrobić, oprócz tego, że musi zatkać rozmówcy usta. Do jego umysłu docierały fragmenty wypowiedzi Setha. Tak jak myślał, opowiadał mu, jak to wszyscy kochają Horusa się o niego troszczą. Pytał, czy nie jest zazdrosny. Problem polegał na tym, że trafił pod zły adres. Anubis także kochał i troszczył się o przyjaciela.
Sędzia Umarłych wyrzucił ręce do przodu, całkowicie zaskakując tym Setha. Pasy materiału owinęły ciasno całe cało boga, skutecznie zatykając mu usta. Przeciwnik był pewien, że Anubis nie ma już na nic siły. Tylko dlatego mu się udało. Drzwi do Duat otworzyły się, a Anubis ostatnimi siłami wypadł na pomysł jak się uwolnić.
Padł na poduszki, zamykając oczy. Zanim zasnął, przemknęło mu przez myśl, że ciało owinięte pasami materiału wygląda bardzo ciekawie. Gdyby owinąć tak zmarłego człowieka. I gdyby jeszcze pozbawić go wnętrzności…

***

Bariery wzniesione przez Sumerów i Egipcjan ochroniły Południowy Kontynent i ludzi na nim mieszkających. Z powodu sprzyjającego klimatu ludy przetrwały, lasy były bujne, a gatunkach zwierząt można było przebierać. Nic więc dziwnego, że to tam powstały potem zalążki pierwszych cywilizacji. Przetrwał gatunek, który później nazwiecie homo sapiens.
Z kolei Północny Kontynent pokrył lód. I miał on pozostać pod pokrywą lodową przez jeszcze jakiś czas. Wszystko zamarzło, północne plemiona wyginęły. A wszystko przez kaprys celtyckich bogów, ich wzajemną nienawiść do siebie, pragnienie władzy. Oczywiście, wy dopatrujecie się tutaj przyczyn całkowicie naturalnych. Ochłodzenie klimatu, wzrost liczby opadów spowodowały powstanie lodowców i lądolodów. To naprawdę... zabawne. Nadaliście nawet tej epoce nazwę. Epoka lodowcowa. Epoka, w której wyginął homo sapiens neanderthalensis.
Naprawdę, wy, ludzie, macie wielką wyobraźnię.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z serii: potrzeba matką wynalazków.
Uchylam rąbka tajemnicy i prezentuję państwu w jakich okolicznościach powstała pierwsza mumia :D I dlaczego mieliśmy epokę lodowcową oraz co stało się z neandertalczykami...
Zdaję sobie sprawę, że wiele przeinaczam i naginam jak się da, ale to chyba prawo autora fikcyjnej opowieści, prawda? Bogowie mogą się wydawać dziwni, ale oni nie są jeszcze w pełni ukształtowani. Niektórzy wciąż muszą jeszcze dorosnąć. Pisałam ten rozdział z dużymi przerwami i coś mi nie wyszedł. Ostatnio naprawdę ciężko mi się pisze. Mam nadzieję, że to minie i znów to będzie przyjemnością, a nie wysiłkiem. Bo mam wrażenie, że z tego rozdziału do się wyczuć moje zmagania :D Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam, postaram się poprawić.
Proszę o komentarze przepraszam za literówki, których nie mam teraz siły szukać. 
Pozdrawiam,
Mentrix

6 komentarzy:

  1. Hej, hej
    już się bałam, że coś ci się stało i dlatego tak długo cię nie ma ;(
    W kaźdym razie mi rozdział się bardzo podobał, ponieważ panteon egoipski to mój ulubiony ^^
    Z tych mniej przyjemnych to znalazłam dwa błędy:
    W jednym momencie ni stąd ni zowąd pojawia się Dagda jako Ra :D chyba jak rozmawia z Izydą. Chyba.
    Drugi błąd się wkradł przy wypowiedzi Szu. Napisałaś "Uwielbiam" zamiast "uwielbiał"
    Pozdrawiam i przepraszam za tak krótki komentarz, ale trochę późno jest i mój umysł nie chce funkcjonować
    Koteł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej!
      Nominowałam cię do Liebster Blog Award!
      Pytania znajdziesz tutaj: http://ostatniamysl.blogspot.com/2016/10/lba-5-6-7.html
      Pozdrawiam
      Kot

      Usuń
  2. Hej, hej!
    Ostatnio dowiedziałam się, że w Szwecji wita się właśnie przez dwa 'hej'.
    Taka ciekawostka na początek :)
    Bardzo ciekawy rozdział! Zarywam dla niego noc, szczególnie, że muszę wstać o szóstej, bo kochani wuefiści wymyślili sobie, że jak ma się na pierwszej lekcji wf, to się przychodzi na 7:50, nie na 8:15. Bo tak.A jeszcze trzeba przebrnąć przez te wszystkie poranne korki. Magia mieszkania poza miastem i chodzenia do szkoły w centrum. Tia...
    Ale zboczyłam z tematu.
    Jeśli chodzi o ocenianie rozdziału, to nie jestem w tym dobra... Po prostu napiszę, że był super i uwielbiam Anubisa <3
    Jeśli chodzi o Dagdę, to wkradł się tam, gdy podczas rozmowy z Ra z Anubisem sufit zaczął lecieć. Tu masz fragment:
    "Wstrząsy nastąpiły nagle. Dagda wpatrywał się oczekująco w Anubisa, a chwilę później musiał odskoczyć w bok, aby nie zostać przegniecionym kawałkiem sufitu."
    Jeśli chodzi o inne literówki, to wyłapałem je, ale jest 00:45 i nie chce mi się teraz ich znowu szukać...
    Dobra, kończę, bo nie wiem, czy mogę jeszcze napisać coś sensownego :P
    Lądolodu weny i niech Apollo ci sprzyja!
    Pozdrawiam cieplutko,
    WM

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje historie to takie miłe oderwanie się od rzeczywistości...ciekawy rozdział choć pogubiłam sie trochę kto jest czyim rodzicem dzieckiem itd.
    Celtycki panteon rozpoczął epokę lodowcowa to teraz czekam na pojawienie się l Sida Diego i Mańka no i moja ulubionej wiewiórki z zoledziem...
    Zycze weny i powrotu chceci do pisania:)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej hej, zapraszam do mnie na rozdział IX ;).
    https://spokojnie-to-tylko-ja.blogspot.com/2016/11/rozdzia-ix.html
    Xoxo :*
    Annabell di Angelo

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic