niedziela, 22 maja 2016

Rozdział IV

Słońce wschodziło, oblewając złotym blaskiem cały las, krople rosy błyszczały na liściach, przyciągając wzrok. Choć nieba nie zasnuwały żadne chmury, jaskółki latały nisko nad ziemią, zwiastując nadchodzący deszcz. Wiewiórka, rozglądając się ostrożnie dookoła, pochwyciła mały orzeszek i zwinnie wspięła się na wysoki dąb, aby po chwili zniknąć wśród liści.
Dagda nie zwracał na to wszystko uwagi, z ponurą miną wpatrując się w szary pył, który pozostał z Silvanusa. Powinien już dawno zostać porwany przez wiatr, ale jakby natura chciała oddać panu ostatnią przysługę i trzymała jego prochy w jednym miejscu. Król Bogów teleportował się, gdy tylko kruk Silvanusa dostarczył mu wiadomość. Był pewny, że na miejscu zastanie pewnego siebie boga natury i ledwo żywego Diancechta. Jednak teraz stał nad prochami, które pozostały z Pana Przyrody. Nie mieściło mu się to w głowie. Silvanus był potężny, gdy przechodził obok niego, czuł Moc krążącą mu w żyłach. To było nierealne. Jak mógł pozwolić uciec swojemu przeciwnikowi i jeszcze dać się zabić? Co tu się wydarzyło? Na początku zakładał, że ktoś mógł pomóc temu zdrajcy. Jednak po chwili skupienia, otwarciu swoich zmysłów na otaczający go świat, na tej polance wyczuł tylko energię Diancechta i Silvanusa. Lekarz Bogów wygrał, Pan Natury przegrał, takie były fakty. Blondwłosego bóstwa już nie było w tej okolicy, oddalił się jak najszybciej. Także orły, które patrolowały otaczające go tereny, nie przyniosły Dagdzie zadowalających wieści. Diancecht przepadł bez śladu.
            Plusem tej sytuacji było to, że nie powiadomił Belenusa i Lugha o tym wydarzeniu. Nikt o niczym nie wiedział. Wiadomość o śmierci Silvanusa niedługo obiegnie wszystkie królestwa, ale Dagda mógł jeszcze na niej skorzystać. Jego szpiedzy donosili, że bóg natury zabierał niektórym z pokonanych przeciwników oczy i przechowywał w swoim pałacu, w specjalnie ukrytej komnacie. Cała ta sytuacja była dla wszystkich tajemnicą. Jednak Król Bogów wiedział, gdzie znajduje się ten zakazany pokój, rozumiał, do czego potrzebne były Silvanusowi oczy wrogów. I już dawno pojął, jaką potęgę może dzięki nim zdobyć.
            Zdawał sobie sprawę, jak bardzo odstaje od pozostałych Władców. Belenus i Lugh byli ideałami. Piękni, inteligentni, doświadczeni mówcy, zjednujący sobie prawie każdego, kto z nimi rozmawiał. Posiadający zmysł strategiczny, z mocą i umiejętnościami, o których nikt nie mógł marzyć. Wrogowie czuli do nich nie tylko respekt, ale i podziw. A on? Rudowłosy, z nadwagą, nieumiejący się zachować w towarzystwie bóg. Nawet nie wiedział, jak to się stało, że został królem. Był sprawiedliwy, opiekuńczy – do czasu, gdy współgrało to z jego interesami. Poddani szanowali go, lecz czuli, że w ich władcy jest coś, czego im nie pokazywał. Bowiem Dagda, aby utrzymać się na tronie, musiał kombinować, snuć intrygi, po cichu usuwać wrogów, którzy mogli zagrozić jego pozycji. Ze wszystkich Trzech Władców to on najlepiej radził sobie z polityką, naginał zasady i prawa tak, aby nikt nie zauważył. Krok po kroku manipulował, pociągał za odpowiednie sznurki. Nużyło go to niemiłosiernie, ale nie chciał stracić władzy, jaką zdobył. Kluczył więc, zawierał układy i czuł się poniżony. Belenus i Lugh nie zniżali się do czegoś takiego, sama ich osoba wystarczyła, aby nikt nie chciał im się przeciwstawić. Nie knuli żadnych intryg, choć niewątpliwie odnaleźliby się w temacie, gdyby zaszła taka potrzeba. Mieli tak silną pozycję, że cokolwiek by nie zrobili, nikt przeciw nim nie wystąpi. To właśnie tego pragnął Dagda. I teraz dostał okazję, aby spełnić swoje marzenie. Być im równy.
Wykrzywił wargi, ciesząc się przyszłością i możliwościami, które utworzyła śmierć Silvanusa. Machnął ręką, a podmuch wiatru uniósł prochy boga natury i rozwiał po całym lesie. Przynajmniej spocznie tam, gdzie miał najwięcej przyjaciół. Cień przysłonił słońce, gdy wielki orzeł obniżał swój lot. Po chwili przysiadł na ramieniu Dagdy, szarpiąc dziobem jego włosy. Król odgonił natrętne ptaszysko, zabierając się za pisanie krótkiego listu. Nie chciał, aby ktokolwiek na dworze martwił się jego przedłużającą się nieobecnością lub wysłał oddział na jego poszukiwanie. Potrzebował spokoju, gdy uda się do pałacu Silvanusa.
Przyczepił kruchy pergamin do ozdobnego łańcucha, który znajdował się na szyi ptaka, wydając mu cichym głosem polecenie. Orzeł wzniósł się w niebo, znikając po chwili między drzewami. Dagda jeszcze raz rozejrzał się po polance, sprawdzając, czy nic nie przeoczył. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Teraz uda się do pałacu, potem zajmie się Diancechtem. Lekarzowi Bogów powoli kończyły się miejsca w boskiej krainie, gdzie mógł się schować niezauważony. Prędzej czy później będzie musiał odwiedzić świat ludzi. A tam druidzi Dagdy będą czekać, aby donieść Królowi Bogów w swych pobożnych modlitwach o miejscu pobytu tego zdrajcy. A Diancecht nie będzie miał już gdzie uciekać.

***

Ogień huczał w palenisku, osiągając temperaturę groźną nawet dla bogów. W kuźni panował zaduch i półmrok, pomimo otwartych na oścież okiennic. Światło starych lamp oświetlało blat stołu i leżący na nim potężny młot kowalski oraz liczne dłuta. Brigid odchyliła się do tyłu, uciekając przed kłębami gorącej pary. Żelazo w stanie ciekłym z dodatkiem spiżu i platyny bulgotało w metalowym naczyniu nad paleniskiem. Chwyciła szczypce i ostrożnie przelała stop do formy. Przyjął kształt długiego miecza, o rozmiarze wręcz idealnym dla niej. Bogini kowalstwa uwielbiała tworzyć dla siebie broń. Uważano, że to Lugh jest bóstwem rzemieślników, ale on osobiście nie tworzył swoich mieczy. One po prostu się pojawiały, gotowe na każde jego skinienie. Natomiast ona wkładała w wykonanie ostrza całe serce. Wierzyła, że gdy coś jest trudniejsze, gdy wymaga większego wysiłku, jest trwalsze.
            Gdy stop metali zastygł, używając rękawic wyjęła go z formy, delikatnie kładąc na kowadle. Chwyciła młot i zaczęła nadawać ostrzu odpowiedni kształt. Dodała rękojeść, prostą, bez żadnych zdobień, które stanowiłyby niepotrzebne obciążenie. Pod nosem mamrotała odpowiednie zaklęcia, aby wzmocnić metal, czasem dodać dodatkowe możliwości. Włożyła miecz do kubła z zimną wodą, która zasyczała pod wpływem ogromnej temperatury. Gdy ostrze się studziło, przygotowała narzędzia, aby nadać mu ostrość. Drzwi do kuźni stanęły otworem, kiedy kończyła szlifować krawędzie. Z irytacją zerknęła na Ogmę, który śmiał jej przerwać pracę. Nienawidziła tego.
            Bóg uczonych spojrzał na nią wymownie, nie potrzebował swych umiejętności, aby przemówić jej do rozsądku. Sam wyraz brązowych oczu świadczył o tym, że stało się coś ważnego. Brigid porzuciła narzędzia i ochraniacz, podchodząc do stojącego w rogu krzesła. Szybko założyła złotą zbroję, bez niej nie mogła się pokazać na dworze, w końcu jako bogini wojowników musiała zasłużyć na swoją reputację. Wygląd był równie ważny. Spięła rude włosy w koński ogon, aby nie przeszkadzały. Wykonywać swoją pracę wolała w rozpuszczonych, czuła się wtedy wolna, nieograniczona zasadami i oczekiwaniami innych.
– I tak cię kochają, nie ważne, jak wyglądasz – mruknął Ogma, wpatrując się w boginię, która starała się doprowadzić do porządku i usunąć smar ze swoich rąk. W końcu machnęła na to ręką, wychodząc z kuźni. Przyjaciel miał rację, mieszkańcy jej małego dworku nie zwrócą na to uwagi. Co innego, gdyby odwiedził ją ojciec. Dagda sam nie przestrzegał zbytnio etykiety, ale pilnował swoje dzieci. Zwykle jego żona łagodziła sprzeczki, jakie wybuchały pomiędzy nim a najstarszą córką, ale teraz nie żyła, a Brigid musiała radzić sobie sama.
– Co się stało? – spytała, poluzowując sprzączki zbroi. Ogma spojrzał na nią bez wyrazu, nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. Był bogiem elokwencji, jeśli chciał, nikt nie mógł rozszyfrować jego zamiarów opierając się na mowie ciała. On sam nie miał z tym żadnych problemów. Brigid lubiła go i, co ważniejsze, ufała mu. Dobrze było mieć na dworze zdolnego dyplomatę, ona sama nie nadawała się do długich przemówień, o spokojnym debatowaniu nie wspomniawszy. Umiejętności przyjaciela nieraz wybawiły ją z kłopotów.
– Orzeł przyniósł wiadomość – mruknął bóg uczonych, trącając palcami lotki strzały, którą przed chwilą wyjął z kołczanu. Był dobrym łucznikiem, choć to słowa były jego najpotężniejszą bronią. A wiedza to potęga.
– Od ojca? – spytała zaniepokojona, przyspieszając kroku. Nie miała wieści od Dagdy przez ostatnią dobę. Dzień wcześniej poddani ojca donieśli jej, że wybiegł w pośpiechu, nie zabierając nawet straży przybocznej. Ostatnio zachowywał się inaczej, ta cała sytuacja ze zdradą Diancechta odcisnęła na nim swoje piętno. Chodził blady, wciąż nerwowo spoglądał za siebie. Brigid uważała to za doskonalą grę aktorska. Znała prawdę, Diancecht nigdy nie zdradziłby w ten sposób. Coś było nie tak, a ona zamierzała dowiedzieć się prawdy.
– Tak, zapieczętowana, abyś tylko ty mogła ją otworzyć. Chciałem ci ją przynieść, ale gdy tylko dotknąłem pergaminu, odrzuciło mnie o kilka metrów.
– Nic ci się nie stało? – spytała, uważnie spoglądając na towarzysza. Czarne włosy odstawały na wszystkie strony, wyglądał na trochę zamroczonego i poobijanego, ale powoli dochodził do siebie. Skrzywiła się, jej ojciec mógłby być delikatniejszy. Porażenie taką ilością mocy mogłoby spowodować spore uszkodzenia u słabszych bóstw.
– Nie, wszystko w porządku. Orła zostawiliśmy w Miedzianej Sali, nie chciał się stamtąd ruszyć. – Jakby w odpowiedzi na jego słowa najbliższe drzwi otworzyły się i z łopotem skrzydeł wyleciał olbrzymi ptak. Od razu skierował się w stronę Brigid, zatrzymując się na najniższej gałęzi drzewa i wyciągając w jej stronę szyję, na której wisiała wiadomość. Bogini chwyciła pergamin, zrywając go ze złotego łańcucha. Orzeł od razu wzbił się w górę, znikając za najbliższą wieżą. Najwyraźniej Dagda nie oczekiwał od córki odpowiedzi.
            Rudowłosa oparła się o pień dębu, zrywając pieczęć. Jej oczom ukazało się niechlujne pismo ojca, jakby targały nim sprzeczne emocje, gdy spisywał słowa na papier. Wodziła wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu, czując, jak dreszcz przerażenia ogarnia całe jej ciało.
– Cóż żeś uczynił, ojcze? – szepnęła, mając kompletny mętlik w głowie. Ogma zbliżył się do niej, widząc zaniepokojony wzrok bogini wojowników.
– Coś się stało?
Nie, nie mogła powiedzieć. Nawet jemu. Będzie się gniewał, gdy sytuacja wyjdzie na jaw, ale zrozumie. Przecież przysięgali sobie, że zawsze będą razem. Nawet, gdy będzie musiała wyjść za Bresa. Jeśli sprawy potoczą się nie po myśli jej ojca… Wtedy będzie musiała opowiedzieć wszystko Ogmie. Lecz na razie nie zamierzała wplątywać go w sytuację, z którą się jeszcze nie pogodziła.
– Nie, wszystko w porządku. – Uśmiechnęła się lekko. Pstryknęła palcami, a list pochłonął ogień. Popiół spadł na nieskazitelny trawnik, po chwili część została rozwiana przez porywisty wiatr, który pojawił się znikąd. Jednak treść wypaliła jej się w umyśle, nie chcąc zniknąć.

Raduj się, córko!
Już nie jestem najsłabszym z Władców. Zdobyłem moc, z którą ani Belenus, ani Lugh nie mogą się równać. Możesz podziękować Silvanusowi. Pamiętaj, aby zapalić mu świecę w Izbie Pamięci, przysłużył się nam. Droga córko, gdy już odwiedzisz Mag Mell, pamiętaj o tym, aby mi się pokłonić. Pokłonić nowemu panu życia i śmierci.

***

– Co ty tu robisz?
Diancecht stał w bezruchu, wpatrując się w Arawna, który siedział na gałęzi potężnego świerku, zerkając na niego z góry. Bóg zemsty znudzony podrzucał Berło Śmierci, a każdy ruch tego niebezpiecznego narzędzia powodował u Lekarza Bogów uzasadnione obawy. Jedno słowo i mógłby zmieść z powierzchni ziemi wszystkich śmiertelników. Choć nastały mroźne czasy i ludzie niezbyt dobrze sobie radzili. Diancecht zakładał, że wyginą w ciągu najbliższego stulecia.
– Chciałem tylko porozmawiać – mruknął Arawn, unosząc pojednawczo ręce. Jeśli miało to uspokoić jego rozmówcę, to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Tym bardziej, że Berło Śmierci pobłyskiwało złowrogo w prawej dłoni.
– Mam pewne wątpliwości, biorąc pod uwagę, że ostatnio chciałeś skrócić mnie o głowę. Byłeś bardzo ciekawy, co się wtedy stanie – odparł Diancecht, uspokoiwszy się jednak nieco. Arawn nie pojawiłby się bez powodu. Schował sztylet do kieszeni, opierając się plecami o pień drzewa. Kątem oka wciąż obserwował boga ciemności. Cienie wiły się wokół jego ciała, światło znikało, jakby żaden promień nie mógł dotknąć sylwetki. Spojrzenie przerażająco czarnych oczu było utkwione w Diancechcie, jakby był wyjątkowo ciekawym eksponatem muzealnym.
– Nie spodziewałem się, że możesz być taki chciwy, Lekarzu. – Uśmiechnął się kpiąco, zeskakując z gałęzi i stając pół metra od rozmówcy. Bóg medycyny przywarł do drzewa, chcąc zwiększyć dzielącą ich odległość. Arawn jakby nie zwracał na to uwagi. Wyciągnął rękę, dotykając jego ramienia i zacisnął mocno palce. Zdziwiony poczuł, jak jego krew zaczyna zwalniać, a w głowie mu wiruje. Odskoczył jak oparzony, a dziwne uczucie zniknęło.
– Nie dotykaj mnie – syknął Diancecht, mrużąc złote oczy. Nie zamierzał atakować rozmówcy, ale Moc zadziałała sama, bez jego zgody.
– Niesamowite, naprawdę to zrobiłeś! – Głos Arawna poniósł się po otaczających ich równinach. Wpatrywał się w swoją rękę, nad którą migotały srebrne iskierki. Fragment aury, który zdecydowanie nie należał do Diancechta. – Zabiłeś Silvanusa i zabrałeś mu Moc! Nie sądziłem, że jesteś do tego zdolny. Lecz jak to mówią? Potrzeba matką wynalazków? Nowych umiejętności? Staczasz się, kochany, staczasz. Jeszcze trochę, a wraz z Morrigan chętnie przyjmiemy cię w nasze skromne progi…
– Czego chcesz? – powtórzył, ignorując monolog Arawna. Nie zamierzał rozmawiać na ten temat. Wciąż miał wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobił. Gdyby dało się cofnąć czas…
Co byś zrobił? Dał się zabić? Przecież mówiłam, że jesteś cenny…
– Współpracy – odpowiedział bóg ciemności, wreszcie przechodząc do tematu.
– Chyba sobie kpisz. Nie obchodzi mnie, co zrobiłeś z Dagdą. Zabiłeś Aine, a ona nie miała z tym nic wspólnego.
– Straty poniosły obie strony. Balor stracił oko, a Morrigan wciąż liże rany. Akurat temu idiocie wyszło to na dobre, ale to już inna sprawa. Normalnie bym cię o to nie prosił, ale zmuszają mnie do tego okoliczności. – Ostatnie zdanie wypowiedział niechętne. Własna niemoc była jego najgorszym koszmarem.
– Mało mnie obchodzi to, co się z wami stało. Żałuję tylko, że Lugh nie trafił i wszyscy jeszcze żyjecie.
– W pewnym sensie, to tamta dwójka jest martwa. Taki ich urok. Mnie jednak można zabić i wszystkie prawa bogów mnie obowiązują. I tutaj przechodzimy do sedna sprawy. Dagda zyskał nową moc.
Diancecht zamarł, odwracając się w jego stronę. Miał zamiar się jak najszybciej ulotnić, ale ostatnie słowa Arawna go powstrzymały. Jaka to mogła być moc, skoro przeraziła boga ciemności? Z powrotem oparł się o pień świerku, ignorując igły, które wplątywały się mu we włosy.
– Mów – rzucił stanowczo, co spowodowało wykrzywienie warg przez Arawna w parodii uśmiechu. Nienawidził, gdy młodsi mu rozkazywali. Nienawidził, gdy ktokolwiek mu rozkazywał. To on wydawał rozkazy, a inni słuchali. Potrzebował jednak Diancechta, więc powstrzymał się przed wyjęciem miecza.
– Teraz nasz ukochany Król ma władzę nad życiem i śmiercią. Ja i Balor jesteśmy bogami śmierci. Lecz on jest martwy, więc jego prawa Mocy nie dotyczą. Dagda nie będzie miał nad nim władzy. Ja jestem jednak w innej sytuacji. Będzie mógł mną kierować, tylko w jakim stopniu? Myślałem długo, kto jest życiem. Wypadło na ciebie. Dagda ma nad tobą władzę, może cię zmusić do wszystkiego, nawet do powrotu i przyznania się do zbrodni, w której nie miałeś udziału. Trochę zajmie, zanim opanuje nowe umiejętności…
– Nie jestem życiem, nie mogę nim być. Kilkanaście godzin temu zabiłem boga. Odebrałem życie – przerwał mu Diancecht, choć nie był co do tego tak przekonany. Jeśli rozwinąłby swoje umiejętności lecznicze, to… Kto wie? Może nawet mógłby przywracać życie?
– Każdy w tym świecie kogoś zabił. Gdyby się tym kierować, to każdy z nas byłby bogiem śmierci. Tu chodzi o umiejętności, a twoje pasują idealnie. Może na razie nic ci nie grozi, ale gdy je rozwiniesz... Może być różnie, a spotkanie z Dagdą w naszym przypadku oznacza śmierć. Dlatego pomóżmy sobie w wspólnej niedoli. – Wyciągnął rękę w kierunku Lekarza Bogów, który nie wyglądał na zadowolonego z kierunku, w którym zmierzała ta rozmowa.
– Czego chcesz i co będę z tego miał? – Pytanie, które w świecie bogów padało zbyt często, aby mogła się tu narodzić jakakolwiek przyjaźń i zaufanie. Oczywiście, były wyjątki, ale zwykle kończyło się to tragicznie.
– W ostateczności wiem, jak przełamać władzę, jaką nad nami posiada. Jeden ruch i nie będzie mógł nas kontrolować. Oczywiście, będzie władał życiem i śmiercią, ale my będziemy wolni. Na dużo sobie nie pozwoli, będzie ograniczany przez Lugha i Belenusa, oni nie dadzą się tak łatwo zabić. Jednak to zaklęcie jest ostatecznością. Użyję go tylko wtedy, gdy zyska nade mną pełną kontrolę. A gdy zerwę te więzy, będę potrzebował natychmiastowego leczenia, abym przeżył. Od razu się pojawisz i mnie wyleczysz. To mój warunek.
– A w zamian ty zerwiesz jednocześnie nić, która dałaby Dagdzie nade mną władzę? – Może nie było tak źle? Ktoś zrobi to za niego, a on nie będzie musiał zaprzątać sobie głowy takimi sprawami. – Skąd mam pewność, że nie zabijesz mnie, jak tylko cię uzdrowię i przestanę być potrzebny?
– Przysięgam, że tego nie zrobię. Jednak za Morrigan i Balora nie ponoszę odpowiedzialności.
– W takim razie w dwóch przypadkach narażam własne życie. Dlaczego miałbym się zgodzić na taką współpracę? – Diancecht uniósł pytająco brwi, wpatrując się wymownie w Arawna. Ten westchnął. Spodziewał się, że będzie potrzebował jeszcze jednego argumentu. Na szczęście przygotował się na taką okazję.
– Ponieważ jesteś przyparty do muru. Szuka cię tu każdy bóg, Dagda nie będzie nawet potrzebował swoich nowych umiejętności, aby cię dopaść. Gdzie teraz uciekniesz?
– Chyba nie sądzisz, że ci powiem…
– Nie musisz. Chciałeś się wybrać na ziemię. Jednak wszelkie drogi, którymi możesz się tam dostać, są kontrolowane przez Lugha. Co zamierzałeś zrobić?
Blondwłosy zagryzł wargi, odmawiając odpowiedzi. Nie miał pojęcia, jak dostać się na ziemię niezauważony. Lugh był inteligentny, nie da się wykiwać. Gdyby przejść pilnowali pomniejsi bogowie, którzy mu służyli, sytuacja wyglądałaby inaczej. Lecz to bóg rzemiosła stworzył portale, które służyły do podróży. Siedząc w swoim pałacu, osobiście decydował, kogo brama przepuści, a kogo nie. A Diancechta z pewnością nie puściłby wolno.
– Mogę cię bezpiecznie przenieść. Cienie są tutaj, cienie są na ziemi. Idealny środek transportu. Nikt nas nie zauważy, a ty będziesz mógł się ukryć na jakieś dwa stulecia, a potem, gdy już o tobie zapomną, zacząć nowe życie. Pasuje?
W odpowiedzi bóg uzdrawiania westchnął, wyciągając w jego kierunku rękę. Nie miał zbytnio wyboru. Albo znajdzie się na ziemi, albo go tutaj dopadną. Godzinę temu widział nieopodal krążące orły, których obecność nie zapowiadała niczego dobrego.
– Jeśli będziesz cokolwiek kombinował, sprawię, że twoje serce przestanie bić – mruknął, widząc pełen zadowolenia uśmiech Arawna. Jeśli umowa będzie spełniona w każdym punkcie, może nawet wyjdzie mu to na dobre.
– Możesz być spokojny. Chyba, że się boisz ciemności, wasza wysokość – prychnął Arawn, zanim rozpłynęli się w cieniu.

Jego cichy śmiech brzmiał jeszcze chwilę na polanie. Najpierw zajmie się Dagdą i jego niewygodną umiejętnością, a potem wraz z Balorem i Morrigan zapanują nad światem bogów. Następnie… Tę dwójkę spotka jakiś przykry wypadek. A Diancecht… z pewnością się mu przyda. Przysiągł, że go nie zabije. Lecz czy wspominał, że pozwoli mu odejść?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tym razem wyrobiłam się z rozdziałem w ciągu miesiąca. Na styk, ale jednak. Jest krótszy, ale naprawdę nie wiedziałam już, co tu mogę jeszcze napisać. Ostatnio coraz trudniej mi jest usiąść i zacząć stukać w klawiaturę, Taka ładna pogoda na dworze, w dodatku duszno i gorąco w pokoju. Lub czasem po prostu zimno. Czy to w marcu nie powinno być jak w garncu? A mamy koniec maja...
Myślę, że jeszcze dwa/trzy rozdziały z bogami celtyckimi i zaczniemy wprowadzać bogów nordyckich. Więc jeśli ktoś lubi Thora bądź Lokiego, w szczególności Lokiego, może się cieszyć, bo się pojawi.
To chyba tyle, jeśli zauważycie literówki (sprawdzałam dwa razy, ale się ukryły, istne klątwy) to piszcie. I komentujcie, oczywiście. 
Pozdrawiam,
Mentrix

14 komentarzy:

  1. Boskie, robi się coraz bardziej interesująco. Bardzo podoba mi się jak opisujesz zachowanie bohaterów, wszystko tak szczegółowo. Czekam na kolejny rozdział! :)
    Ja niestety też nie mam za wiele czasu, no i często zawzięcia aby kontynuować swoje opowiadanie. Piszę fantastykę, ale moja jest bez porównania jeśli chodzi o Ciebie. No i mam dopiero dwa rozdziały (smuteczki) .
    Jeśli masz ochotę, wpadnij i oceń. :) Będę niezmiernie wdzięczna.
    http://blooogsaymyname.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I cieszę się, że z tymi opisami zbytnio nie przesadziłam, bo miałam pewne obawy.
      I chętnie do ciebie wpadnę. Cztery dni wolnego są jak znalazł :D

      Usuń
  2. Czuję się inna, bo wolę czytać krótkie rozdziały...
    Nieważne. Rozdział cudny i co najważniejsze dalej mogę wielbić Diancechta ^.^
    Co do literówek:
    "Jednak Król Bogów wiedział, gdzie znajduje ten zakazany pokój, rozumiał, do czego potrzebne były Silvanusowi oczy wrogów." ~ znajduję się
    "Gdy stop metali przybrał zastygł, używając rękawic wyjęła go z formy, delikatnie kładąc na kowadle." ~ bez "przybrał"
    "Akurat temu idiocie wyszło to na dobre, ale to już inne sprawa." ~ inna
    No cóż... Ślę wenę i pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy lubi co innego ;) Ja też wolę czytać krótsze rozdziały, jeśli pojawiają się częściej. Wtedy nie zapominam, co się działo w poprzednich. Tak, wielb Diancechta razem ze mną! Żeby pałać uwielbieniem do postaci sworzonych przez siebie...
      Dzięki za poprawę błędów, nie wiem jak to jest, że czytam rozdział i ich nie wyłapuję. Ale takie życie, więc jeszcze raz dzięki :D

      Usuń
  3. Ha, ha, plusy pomaturalnego życia - mogę komentować na bieżąco! Jej, chyba normalnie ustanowiłam swój nowy rekord :D Jak dla mnie długość rozdziału jest w porządku, nie ma co na siłę wydłużać, tak jest ładnie domknięty. O, witaj w klubie, mi też ciężko przysiąść nad rozdziałem. Zawsze najlepiej mi się pisało po ciemku, a teraz o dwudziestej wciąż jest widno... I fakt, duchota. Dzisiaj ma być dwadzieścia siedem stopni, więc aż strach pomyśleć, jakie upały nas czekają w lipcu i sierpniu. No, ale mniejsza o to, ważne, że jest nowy rozdział :)
    Oficjalnie mam mieszane uczucia co do Dagdy. Z jednej strony zrobiło mi się go szkoda (a to szok), gdy tak się porównywał do pozostałych władców. Ale z drugiej to ślepe pragnienie potęgi i mocy... To się nigdy nie kończy dobrze, nie popieram. Także w tym sporze póki co jestem za Diancechtem. Nawet jak Dagda się spodziewał, że to Silvanus zwyciężył, to miałam ochotę zrobić takie: "Ha, ha, loser! Diancecht cię wykiwał!" ;) Ale w ogóle podoba mi się, że nie demonizujesz zbytnio żadnej ze stron. Lubię, gdy tak jest :) O, Brigid! Jej! Wreszcie ktoś, kogo kojarzę! Generalnie lubię jej postać, a u ciebie tym bardziej. Ogromny plus dla niej za to własnoręczne wykuwanie zbroi. Mi oczywiście mi się nie chciało, zwłaszcza w takiej duchocie, ale fajnie, że ona tak robi. Popieram :) O, i polubiłam Ogmę. I tak, oczywiście, jak to ja, musiałam zacząć ich shipować. Ten typ tak ma, co ja poradzę. W ogóle bardzo mnie ciekawi, co wyniknie z tych nowych mocy Dagdy i jak zareaguje na to reszta. No i Diancecht... Biedak. Bo z jednej strony naturalnie nie powinien ufać Arawnowi, ale z drugiej co niby miał zrobić? Już lepszy ten sojusz niż czekanie, aż go znajdą i zabiją. Tak przynajmniej jeszcze może coś po drodze wykombinować. Niby dołączanie do tych "mrocznych" nie wydaje się najlepszym pomysłem, ale powiedziałabym, że Diancecht&company sami są sobie winni, to oni sami narobili sobie wrogów. Więc nic dziwnego, że teraz ci wrogowie łączą siły. No, to teraz tym bardziej nie mogę się doczekać nowego rozdziału!
    Ja nie lubię Lokiego, ja go wprost kocham! I jestem ogrooomnie ciekawa, jaki wyjdzie w twoim wykonaniu. Na pewno będzie ciekawie :) W ogóle, wiesz co? Mam straszną ochotę kiedyś zrobić opowiadanie/książkę/film/spektakl/whatever o Lokim, Secie i Hadesie. Wyobrażasz sobie tę trójkę razem? Bo każdy hollywoodzki z bogami film musi robić z nich villainów. Szlag może trafić, nie? Widzisz tę scenę, jak się zbierają w trójkę, upijają i narzekają na jakieś Starcie tytanów/Herkulesa/Thora/Bogów Egiptu czy coś w tym stylu? To byłoby epickie! Ale dobrze, odłóżmy moje dziwne fantazje na bok. Na razie nie mogę się doczekać twojego Lokiego :)
    Gdzie się wybieram? A tego to najmądrzejsi filozofowie nie wiedzą. Na pewno składam na MiSH, a tam plan zajęć, a więc i to, co właściwie będę studiować, układam dopiero w październiku. Także jeszcze mam te parę miesięcy na decyzję :) Albo w ogóle się nie dostanę i będę miała jeszcze kolejny rok na myślenie. Czemu nie. A jak tam w szkole? Ktoś za nami tęskni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznijmy od tego, że uwielbiam twoje długie komentarze z przemyśleniami :D Zazdroszczę, napisana matura, z jednej 100%, brak zmartwień i cztery miesiące wakacji. Nie ma to jak życie! Też mam ten problem. Jak o osiemnastej robiło się ciemno, to dwie godzinki na rozdział, o 21 siadałam do lekcji. Jak jest ciemno, to mój mózg lepiej pracuje :) A teraz? Przecież nie będę siedzieć do trzeciej w nocy... Ale ty w te upały w domu możesz siedzieć, a nas moja kochana wuefistka zmusza do rzeczy strasznych i przechodzących ludzkie pojęcie...
      Nawet ja nie wiem, co mam myśleć o Dagdzie, więc co dopiero ty. Pomyślałam sobie, że wśród władców musi być ktoś słabszy, kto nie zjednuje sobie ludzi własną osobowością, ktoś kto kręci i snuje intrygi. I wyszło na Dagdę. Ciężkie ma koleś życie. Brigid... Skąd kojarzysz? Ja czytałam kiedyś jakąś książkę o druidzie i chyba tak występowała... Ale nie jestem pewna. I dobrze, że shipujesz ją z Ogmą. Z tego jeszcze będzie afera, bo Dagda obiecał Brigid Bresowi, a że to kobieta dość niezależna... Moce Dagdy nie okażą się jakiej potężne, jak się spodziewał. Będą mieć sporo ograniczeń. Przecież nie mogłabym mu dać całkowitej kontroli nad życiem i śmiercią, bo nikt by go nie pokonał i mu nie podskoczył. I gdzie wtedy byłaby zabawa? A kto powiedział, że Diancecht zaufał Arawnowi? Jest dość inteligentny, dużo bardziej ode mnie, a nawet ja bym nie ufała temu złemu. Pomogą sobie nawzajem, a potem... Zobaczysz. I on nie dołącza do "mrocznych". Będzie sobie żył i kiedy Arawn go poprosi, to go raz uzdrowi. A potem znów pójdzie w swoją stronę, bez nowych mocy Dagdy na głowie. Chyba Dagda&company?
      Witam w klubie fanek Lokiego! I mam nadzieję, że nie zawiodę twoich oczekiwań. Oczywiście, będzie musiał być tym złym, bo to Loki. A źli zwykle szybko giną. Ale to Loki, więc tysiąclecia przeżyje i będzie broił ;) Napisz coś takiego! Chętnie przeczytam! Ej, wiesz, że myślałam o czymś podobnym? Może w trochę innym składzie. Bo Loki i Set to są tacy źli. Ale zebrałaby się grupka tych "neutralnych i mających gdzieś, co się dzieje w ich panteonie" bogów z Hadesem na czele, usiadło przy stole z widokiem na ziemię i zaczęło grać w karty, co chwila komentując, jakie to "głupie" rzeczy wyrabia na ziemi koś z ich rodziny. A reszta członków panteonów prowadziłaby między sobą krwawą wojnę. Mam jeszcze dziwniejsze fantazje niż ty.
      MiSH? A tam nie trzeba wybrać głównego kierunku, a potem dobrać poboczne zajęcia? Też się nad tym zastanawiam. Więc w październiku napiszę do ciebie maila, żeby się dowiedzieć, jak to wszystko wygląda. Możesz się już przygotować psychicznie :D Jeśli ty byś się nie dostała, to zły los sobie w przyszłości wróżę... Ale spokojnie! AW mówiła nam ostatnio na lekcji, że we Włoszech bardzo lubią, jak ktoś zna łacinę. Podobno zostaje się nawet dyrektorem banku, bo łacina uczy systematyczności i logicznego myślenia! Ja tam tego u siebie nie zauważam, ale może jestem wyjątkiem...
      Ja za wami tęsknię! Przedtem nauczyciele skupiali się na biednych maturzystach, a teraz przerzucili całą uwagę na nas! Ledwo wyrabiam... Wiesz, ile rzeczy nam pozadawali na następny tydzień? Czy oni sądzą, że my w długie weekend będziemy się uczyć? Jak można być aż tak oderwanym od rzeczywistości?

      Usuń
    2. Ja sama osobiście uwielbiam długie komentarze, więc staram się takie pisać. W końcu kto jak kto, ale autor zdecydowanie ma prawo wiedzieć, co sądzę o jego pracy, jakie emocje wzbudzają we mnie dane wydarzenia czy bohaterowie... Taka informacja zwrotna w podzięce, że ktoś tworzy :) Myślę, że wszyscy autorzy na to zasługują, bo przecież kultura potrzebuje i twórców, i odbiorców. Co niby zrobią jedni bez drugich? Jej, to chyba mogło jakoś mądrze zabrzmieć... Od matury generalnie mam tak, że albo gadam totalne bzdury, albo mam przebłyski mądrości. Zakułam, zaliczyłam, ale zapominanie ciągle trwa. Ostatnio się przeraziłam, bo siostra włączyła Jeden z dziesięciu i było pytanie o syna Leszka Białego. I wiedziałam. Normalnie po traumie państwowej edukacji powinniśmy mieć fundowaną terapię... No wiesz, niby cztery miesiące wolnego, ale i tak zawsze jest coś do roboty. A to prawko, a to jakaś praca by się przydała (jestem po lekarzu medycyny pracy i mam dość), a tu jeszcze mnie czeka "rozmowa kompetencyjna" na mish i też się trzeba przygotować... Zawsze będzie coś do roboty. Ale fakt, już bez szkoły, bez zakuwania, bez sprawdzianów. Zero nauki do października :) Także są dobre strony. O, a z którą masz w-f? Ja przeżyłam obie - w pierwszej i drugiej klasie miałam Kaniowską (wtedy to jeszcze była Pyzlak i do końca tak na nią mówiliśmy), a w trzeciej Tomkiel - znaczy da się przetrwać. Be strong!
      Dagda to ci zdecydowanie wyszedł ciekawie. I tak... Prawdziwie :) O, czyżbyś czytała Atticusa? Tak, była tam. I w ogóle mam wrażenie, że tak generalnie się przewija. Ojej, teraz to mnie strasznie nakręciłaś na Brigid-Ogma! Już się nie mogę doczekać rozwinięcia tego wątku, zwłaszcza jak dodamy Bresa. A, no fakt, Dagda nie może też być zbyt potężny, bo ciężko byłoby ci to poprowadzić. Bez przesady, panie władco ;) To ufanie Arawnowi to był skrót myślowy. Tak czy siak, ciekawa jestem, jak ich losy dalej się potoczą. Oczywiście, że chodziło mi o Dagda&Company. Ja często tak przekręcam, na maturze z matmy pomyliłam w jednym miejscu + z -. Cóż, shit happens.
      Loki rządzi! Ha, ha, może kiedyś napiszę ;) Na razie to tylko takie mgliste "Ej, to by było fajne!". Jeszcze zobaczymy. Niektóre pomysły muszą dojrzeć. A na niektóre patrzymy po pewnym czasie i dochodzimy do wniosku, że przecież to nie ma sensu. Tak czy siak, myślę, że trochę czasu dobrze zrobi tej idei. Na razie muszę skończyć swoje opowiadanie, a tego jeszcze zostało od cholery. Za dużo pomysłów normalnie... Ej, ale ten twój też mi się podoba. Bardzo chętnie bym coś takiego przeczytała :)
      Tak, MiSH działa w ten sposób, że musisz robić tzw. minimum programowe z przynajmniej jednego kierunku i jakieś zajęcia z innego/innych. Te minima programowe to zakres materiału, który musisz zrobić (przedmioty, zaliczenia itp.), by dostać dyplom, są z góry określone na każdym kierunku. Ale oprócz tego możesz sobie już dobierać dowolnie z bardzo dużej puli :) Możesz też jednocześnie robić dwa dyplomy (dwa minima), czemu nie. Jak się dostanę, to na pewno ci o wszystkim opowiem :) Ale wiesz, z tą rekrutacją to wcale nie działa tak fajnie, jak by się chciało. Bo tak naprawdę maturę łatwo jest skopać, zwłaszcza z rozszerzonego polskiego, a on się oczywiście najbardziej liczy. Bo tam tak naprawdę bardzo dużo zależy od egzaminatora, który ci sprawdza - jeden uzna, że pogłębiłeś problem, drugi, że nie... Za tę samą pracę u jednego możesz mieć 20%, a u drugiego równie dobrze 90%. Jak się pisze przez trzy lata pod Sałkiewicz, to wiadomo, czego ona chce, jak ocenia i czego się spodziewać. A tutaj nie wiesz, kto ci będzie oceniał ani czy twoja praca mu podpasuje. Istna loteria. Dlatego, choć bardzo chciałabym się dostać, nie biorę tego za pewnik.
      I oczywiście przekroczyłam limit znaków... C. d. n.

      Usuń
    3. O, nam AW też mówiła o tych Włoszech. Chyba rozpowiada to wszystkim, by nie było, że klasycy są kompletnie nieprzydatni i tylko zasilają szeregi bezrobotnych. Ale wiesz, jakoś niedawno widziałam też artykuł na ten temat, więc chyba coś w tym jest. To pozostaje nauczyć się włoskiego i zawsze jest plan B ;) Ha, żeby AW widziała moją systematyczność... Nie, nie jesteś wyjątkiem.
      No, my mieliśmy tak samo w zeszłym roku. Do połowy maja a to próbne matury trzeba przygotować, a to sprawdzić sprawdziany maturzystów, a to wypracowania maturzystów, a to coś tam trzeba sprawdzić dla maturzystów... A po maturach się rzucili na nas jak wygłodniałe piranie. No proszę cię, nie ma bardziej oderwanej od rzeczywistości dziedziny niż edukacja (bo na pewno kiedyś w życiu wykorzystasz logarytmy, a znajomość treści Lalki to w ogóle uratuje ci życie...). I tak, oni myślą, że długi weekend służy właśnie temu, byś miała więcej czasu do nauki. Oczywiście. Kurczę, normalnie trzeba dostać się do jakiejś partii albo założyć własną, wygrać wybory i obsadzić ministerstwo edukacji. Inaczej czarno widzę przyszłość...

      Usuń
  4. Bardzo dobry rozdział. Myślę, że nie jest za krótki.
    Na prawdę nie wiem co mogę jeszcze napisać. W każdym razie jest jak zawsze super. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i ślę wenę razy raz (xD)
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nikt na mnie nie krzyczy za długość...
      Ja też zwykle mam taki problem, więc rozumiem. Czasem masz tylko taki odruch, żeby napisać: super i nic więcej.
      Spróbuję go napisać w miarę szybko, ale pierwszeństwo ma drugi blog. Pewnie się z tego ucieszysz.

      Usuń
  5. Moim zdaniem lepiej napisać krótszy rozdział niż powciskać tam bezsensowne partie, dlatego to nawet dobrze. Poza tym, wcale nie czuję, jakby ten rozdział był za krótki. Jest na styk ;)
    I zgadzam się z moimi przedmówczyniami: robi się coraz ciekawiej i naprawdę wciągam się bardziej z każdym rozdziałem. Podobają mi się te wszystkie intrygi. A do tego Twój styl cały czas utrzymuje się na najwyższym poziomie. Nie pozostaje mi nic innego jak niecierpliwie czekać na rozwój wydarzeń.
    Pozdrawiam ;*
    candlestick z
    Crown's Jewel.
    Buzzing Blood

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć. Mam taką drobną sprawę do ciebie, a raczej prośbę i chciałabym to wyjaśnić na gg lub na pocztcie niż tutaj (nie lubię jak coś wszyscy wiedzą) czy można w jakiś sposób się z tobą skontaktować?
    Pozdrawiam, Nelia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, chyba czas pouzupełniać pewne zakładki...
      Wolałabym na gg, ale maila na wszelki wypadek też ci podam.
      gg: 52663984
      mail: mentrix1999@gmail.com

      Usuń
  7. Dobra, spóźniłam się, i to bardzo. Wyyybacz xd.
    Nie mam zbyt wiele czasu, ale powiem ci tak: WOOOOOW.
    Dalej nie potrafię ci się nadziwić, jak znajdujesz czas i chęci, żeby wklepywać tak długi tekst na bloggera xD. Naprawdę. Szacun, Mentrix ;D.
    Oczywiście świetnie napisany rozdzialik. Świetne dialogi, cudowne opisy... cud, miód i orzeszek ;).
    Btw, na koniec dodam, że też WRESZCIE wstawiłam rozdział V. Jak będziesz miała czas, dziś/jutro/w weekend/kiedykolwiek, to zapraszam do czytania i komentowania.
    Hmm... niezwykle krótki ten mój komentarz dzisiaj XD. No ale nic, trzeba iść się uczyć -.- . Ale jeszcze tylko tydzień! Tyle szczęścia <3.
    Pozdrawiam
    Xoxo ;*
    Annabell di Angelo

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic