piątek, 18 marca 2016

Rozdział II

Od kilku godzin w Sali Posiedzeń w Mag Mell trwała burzliwa dyskusja. Bogowie, którzy przybyli wraz z Lughiem i Belenusem, zaczęli panikować, gdy tylko informacje o zdradzie Arawna dosięgły ich uszu. Domagali się natychmiastowego ataku i zniszczenia bóstw ciemności razem ze światem, który podobno stworzyły. Na nic się zdały zapewnienia Dagdy, że zajmą się tym problemem. To była pierwsza zdrada w ich historii, każdy zareagował bardzo gwałtownie. Plotki i szepty było słychać na każdym korytarzu, a gdy jeden z trzech władców przechodził obok, gwar rozmów tylko się wzmagał.
Dopiero po dwóch godzinach udało się zapanować nad wszystkimi bóstwami z pałacu. Belenus dopilnował, aby informacje pozostały tylko na terenie dworu. Westchnął ciężko, zamykając drzwi do Sali Posiedzeń. Opuścił ją niepostrzeżenie, zajęci rozmową bogowie nie zwracali na niego uwagi. Podniósł dłoń, pieczętując wrota. Nikt się nie dowie o tym, co zaszło w Sali Tronowej. Ale szczegóły musi ustalić z pozostałymi władcami boskiej krainy.

***

Dagda siedział w swojej komnacie, czekając na Belenusa i Lugha. Ten ostatni obiecał zająć się ciałem Finana. Zwłoki Aine i Breg nie stanowiły problemu, po śmierci bogowie zamieniali się w złoty pył bez niczyjej pomocy. Belenus z kolei uspokajał gości, którzy mieli nieszczęście zobaczyć to tragiczne widowisko. A raczej jego skutki.
Spojrzał na Diancechta, którego chwilę temu położył na kanapie. Odkąd zemdlał z wyczerpania dwie godziny temu, to wciąż nie odzyskał przytomności. Uzdrawiając, manipulował własną energią, a Dagda nie wiedział, jakie są tego skutki. Obudzi się, to było pewne. Ale kiedy?
Lekarz Bogów był jeszcze młody, dopiero odkrywał swój dar i jego specyfikę. Minie wiele lat, zanim będzie w stanie skorzystać z niej, nie tracąc przytomności. Aż ciężko uwierzyć, że komuś tak niedoświadczonemu, on, Dagda, zawdzięcza życie. Przykrył Diancechta płaszczem, który miał pod ręką. Chłopak był cały blady, oddychał ciężko, a jego ciało lekko drżało. Z pewnością nie wyglądał teraz jak ktoś, kto ma uzdrawiać innych. To raczej jemu była potrzebna pomoc.
Król Bogów podniósł się, podchodząc do stolika, na którym stało wino. Nalał je do kieliszka, choć ten nie najlepiej się do tego nadawał. Wyciągnął przed siebie rękę, mamrocząc kilka słów. Z naczynia zaczęła się unosić para, a on podziękował w duchu za Lugha, który wykonywał kieliszki, którym nawet wysoka temperatura trunku niegroźna. Podniósł szkło, uważając, aby się nie poparzyć. W przeciwieństwie do dwójki jego ,,przyjaciół”, nie był nieczuły na gorąc. Poczekał chwilę, aż ostygnie, po czym nachylił się nad Diancechtem, przyglądając mu się uważnie. Podniósł nieprzytomnego boga do pozycji siedzącej, usiłując odgarnąć złote kosmyki z jego twarzy. Gdy mu się to wreszcie udało, przechylił kieliszek, wlewając powoli jego zawartość do ust Lekarza Bogów. Blondyn zakrztusił się lekko, lecz zaraz przełknął ciepły napój. To powinno mu trochę pomóc, przynajmniej tak twierdziły księgi, które Dagda posiadał. Boski napój potrafił zdziałać cuda.
– Jesteśmy. – Cichy głos Lugha dotarł do jego uszu. Spojrzał na niego, a potem na Belenusa, który zirytowany zaczął przechadzać się po pokoju. Najwyraźniej goście wdali mu się we znaki. Dagda odstawił prawie opróżniony kieliszek i usadowił się wygodnie na fotelu. Pstryknął palcami, a obok niego pojawiły się kolejne dwa siedzenia. Lugh od razu zajął swoje miejsce, spoglądając wyczekująco na Belenusa. Bóg słońca wciąż krążył po pokoju, omiatając wszystko nieobecnym wzrokiem. Myślał intensywnie, próbując znaleźć najlepsze wyjście z tej sytuacji. Wreszcie zatrzymał się przy Diancechcie, oceniając go wzrokiem. Spotkał go tylko jakieś dwa razy, nie wydawał mu się interesujący, a już na pewno nie wiązał z nim żadnych nadziei.
– Co z nim? – spytał od niechcenia, bawiąc się swoim medalionem. Każdy z trójki władców powinien mieć go cały czas przy sobie. Dagda był głupcem, gdy umieścił go w szkatułce za swoim tronem. Być może, gdyby nie to, jego żona i córka by żyły.
– Wydobrzeje. Nie wiem kiedy, ale wszystko powinno być w porządku. Jest nieprzytomny i nas nie słyszy, więc… – Król Bogów specjalnie nie dokończył zdania, wpatrując się wymownie w towarzyszy. Belenus rzucił się na fotel, przerzucając nogi przez podłokietnik, głowę odchylił do tyłu, spoglądając na towarzyszy intensywnie błękitnymi oczami.
– Możemy rozmawiać bez obaw – dokończył za niego bóg słońca, wyciągając rękę po kieliszek wina. Szkło pojawiło się na stole wypełnione po brzegi rubinowym płynem. Upił łyk, po czym zaproponował kolejne naczynie Lughowi. Ten tylko pokręcił głową. Zapadło milczenie, gdy każdy z nich bił się ze swoimi myślami.
– Nikt się nie może dowiedzieć, że Arawn się zbuntował, a Morrigan i Balor żyją. – Ciszę przerwał Dagda, biorąc na siebie ciężar rozpoczęcia dyskusji.
– Zgadzam się, wywołałoby to panikę i wzbudziło wątpliwości, czy aby nasza trójka jest w stanie stanąć na czele bogów i ich ochronić. Nasza władza przestałaby być stabilna, nikt nie słuchałby naszych rozkazów. Na to nie można pozwolić – mruknął Belenus, bawiąc się kieliszkiem. Potrafił być naprawdę straszny, ale czasem, w odpowiednio dobranym towarzystwie, zachowywał się jak dziecko.
– Informacja o zdradzie nie opuściła jeszcze tych murów. Tego jestem pewny. Trzeba się zająć świadkami. Nawet jeśli przysięgną milczeć, prędzej czy później obecna sytuacja wyjdzie na jaw. Morrigan i resztę pokonamy osobiście, gdy tylko wyściubią nos ze swojego świata. Nie nastąpi to szybko, są poważnie ranni. Jeśli się nie mylę, to Balor stracił oko. – Lugh uśmiechnął się z zadowoleniem, wypowiadając ostatnie słowa. Gdy zobaczył bogów ciemności w Sali Tronowej, ciała dwóch bogiń i prawie martwego Dagdę, w pierwszej chwili ogarnął go taki szał, że posłał w ich stronę dziesiątki mieczy, nie bacząc na to, że może zranić Króla Bogów. Dopiero okrzyk bólu Balora sprowadził go na ziemię i dał niewyobrażalną satysfakcję.
– Mamy zabić wszystkich świadków? – Ponury głos Dagdy rozbrzmiał w pokoju niczym grzmot. Bóg obfitości wypowiedział to, co chodziło im przez ostatnią godzinę po głowach.
– To nie będzie konieczne. – Belenus usiadł wreszcie normalnie, spoglądając na dwójkę bogów wzrokiem, w którym, przy wnikliwej obserwacji, można było zauważyć odrobinę pogardy.
– Zabrałem ze sobą Ostfela. Ogólnie rzecz biorąc jest zupełnie nieprzydatny, ale umie manipulować pamięcią. Wymaże wszystkie wspomnienia z tego przykrego incydentu. Nikt nie będzie pamiętał, co tu zaszło. Tylko my. Czyż nie jestem genialny?
– Nie, promieniująca od ciebie głupota sprawia, że nie dostrzegam rzadkich przebłysków twojego geniuszu – warknął Lugh, piorunując go wzrokiem. Można ich było nazwać przyjaciółmi, a drobne utarczki słowne były na porządku dziennym. Problem zaczynał się pojawiać, gdy wywiązywała się dyskusja, który z nich jest potężniejszy i mądrzejszy. Żaden nie chciał ustąpić, zwykle w takiej sytuacji dochodziło do rękoczynów. Dagda nie widział sensu tego całego zamieszania, ale Lugha i Belenusa mało to obchodziło. To on często rozdzielał walczących bogów, gdy sytuacja wymykała się spod kontroli, a służba bała się interweniować.
– Spokój, panowie. Wróćmy do tematu. Według mnie jest to rozwiązanie, które ma same plusy. Jestem za. – Delikatnie zmienił temat i odetchnął z ulgą, gdy tamci przestali łypać na siebie złowrogo. Jedna chwila jego nieuwagi, malutkie opóźnienie i mogło się zrobić gorąco. Dosłownie, bo przecież Belenus był nazywany Słońcem z jakiegoś powodu.
Lugh westchnął i niechętnie powrócił do rozmowy. Najchętniej miałby już to wszystko za sobą, siedział w swojej kuźni i tworzył nową broń. Piękne, złote miecze, długie włócznie, sztylety małe, ale zabójcze. Jego pasja, której nikt nie będzie w stanie mu odebrać. Jego mała oaza spokoju, gdzie mógł zapomnieć o swoich obowiązkach i pogrążyć się w marzeniach. Dająca mu ciszę i bezpieczeństwo, o które w ich świecie było coraz trudniej.
– Możemy skorzystać z pomocy tego boga. Innego wyjścia raczej nie mamy. Nagła śmierć dwunastu bogów stworzyłaby masę pytań i oskarżeń. Nie wybronilibyśmy się z tego, to za duża liczba trupów.
– Więc trupów unikniemy. Stworzymy bajeczkę o tym, jak ludzki chłopak Aine ukradł nam jakąś potężną broń i zabił dziewczynę i jej matkę, gdy się tego nie spodziewały. Nawet jeśli inni bogowie będą się chcieli zemścić za to na ludziach – trudno. Te miernoty nas nie obchodzą.
– A Dagdzie zapewnimy alibi, że przebywał w tym czasie u nas w gościnie – dokończył pomysł Belenusa Lugh, zadowolony ze znalezienia rozwiązania, które nie obciążałoby żadnego z nich i nie naruszało władzy.
Dagda pokiwał głową, zgadzając się z władcami. W dzisiejszej dyskusji mało zabierał głos, ale śmierć członków rodziny odcisnęła na nim piętno, choć nie chciał tego pokazywać. Ujawniać swoją słabość – znaczyło wystawić się na cios. Miał jeszcze kilkoro potomków, a nie chciał, aby spotkał ich podobny los.
– Belenusie, gdzie jest Ostfel?

***

Ostfel nie był ważnym bogiem. Nikt go nie zauważał, nikt o nim nie pamiętał. Bywał pomijany w większości dyskusji, a nawet jeśli mógł zabrać głos, to niewiele on znaczył. Miał jeden, zupełnie niepotrzebny dar. Manipulowanie pamięcią. Jak mógłby się mierzyć na przykład z takim Ogmą? Bóstwo to było jeszcze młodsze niż on, ale posiadało już wielkie wpływy. Jak na boga nauki i elokwencji przystało. Spokrewnienie z Dagdą też miało swoje plusy. A Ostfel? Stosunkowo młody, cichy i milczący, nie mógł nawet znaleźć sobie potężniejszego sojusznika, dzięki któremu coś by znaczył. Biedak był nikim, dla społeczności bogów nie istniał.
Jakże wielka była jego radość i zdumienie, gdy zwrócił na niego uwagę Belenus. Sam Belenus! Ostfel nie śnił o tym nawet w najśmielszych snach. Do głowy by mu nie przyszło, że spotka go zaszczyt służby i przebywania w pobliżu kogoś tak potężnego jak bóg słońca. Wreszcie ktoś docenił jego dar, stał się przydatny, a nawet mile widziany w towarzystwie pomniejszych bogów. To było jak spełnienie marzeń, na które, w swoim mniemaniu, nie zasłużył. Dlatego był ślepo oddany swojemu panu i władcy, spełniając każde jego polecenie najlepiej jak potrafił. Nigdy nie zastanawiał go powód, dla którego Belenus chciał pozbawić kogoś pamięci lub ją zmodyfikować. Ufał mu i nie pytał o nic.
Lecz, gdy nie mógł wypełnić do końca jego rozkazów, czuł rozpacz i strach. Bóg słońca mógł go wyrzucić na bruk, za niedokładnie wykonane zadanie. Ostfel nie chciał powrócić do swojego szarego życia, w którym nawet ludzie nie wiedzieli o jego istnieniu. Dlatego też jego ręka drżała, gdy pukał do drzwi, które prowadziły do ogrodu. Nie wykonał swej misji, nie potrafił. Wszedł do środka, przełykając ślinę i opanowując drżące ciało. Belenus nienawidził słabości.
Ogród zapierał dech w piersiach. Siedem tarasów położonych na różnej wysokości, a ich zewnętrzne krawędzie porośnięte pnączami, wijącymi się ku niższym kondygnacjom, przyozdobione różowymi kwiatami. Wokół rosły palmy, akacje, zielone żywopłoty i drzewa, na których chętnie siadywały kolorowe ptaki. Ziemia była pokryta kwiatami, których zapach mącił w głowie, a soczyście zielona trawa pokrywała całą powierzchnię tego raju. Wodospady i strumyki przemykały pomiędzy kondygnacjami, aby zakończyć swój bieg w krystalicznie czystym jeziorze. Wszystko to skąpane w słonecznym blasku, który zalewał cały pałac Mag Mell.
Ostfel rozejrzał się uważnie, jednocześnie chłonąc piękno, którego jeszcze nigdy nie doświadczył. Zauważył swojego władcę na tarasie po prawej, gdzie siedząc w fotelu dyskutował zawzięcie z Lughiem i Dagdą. Podszedł niepewnie, nie wiedząc, jak dać znać o swojej obecności. Jednak Dagda zauważył go od razu, informując o tym Belenusa. Ostfel przyklęknął, gdy spoczął na nim wzrok boga słońca. Nie było to wymagane, ale wydawało mu się naturalne, a władca nigdy się na to nie skarżył.
– Wykonałeś zadanie? – Spojrzał na niego znudzony, więcej uwagi poświęcając wiśni, którą właśnie wkładał do ust. Sługa przełknął ślinę, godząc się z losem. Co ma być, to będzie.
– Prawie… U jednej osoby zaszły pewne komplikacje…
Wyraz twarzy Belenusa momentalnie się zmienił. Znudzenie zastąpiła złość, palce zacisnęły się na miseczce z owocami. Już otwierał usta, gdy powstrzymała go ręka Lugha. Bóg rzemiosła wzmocnił na jego ramieniu uścisk, aż z ust boga słońca wyrwało się ciche syknięcie.
– Powinniśmy to omówić w jakiś bezpiecznym miejscu. Tu ktoś może podsłuchiwać. Czy Diancecht jeszcze śpi? – spytał Dagda, obdarzając Ostfela uspokajającym uśmiechem. Pomniejszy bóg poczuł, jak strach się ulatnia, a zostaje tylko zażenowanie, spowodowane nieudanym wykonaniem zadania.
– Tak, panie. Lekarz wciąż jest nieprzytomny i nie kontaktuje.
Na te słowa bóg obfitości podniósł z fotela swoje potężne ciało, zarzucając płaszcz na ramiona. Pomimo temperatury, jako król, był zobowiązany do noszenia czegokolwiek, co świadczyłoby o jego pozycji. A czerwony płaszcz królewski był jedyną rzeczą, która w miarę mu się spodobała.
– Przejdźmy do mojego salonu. Wcześniej nikt nas tam nie podsłuchał, teraz też tego nie zrobi. Zapraszam, panowie.

***

Ostfel nie śmiał przyglądać się uważnie komnacie Króla Bogów. Jedyne, co zarejestrował, to niebywały przepych, który panował w tym pomieszczeniu. Głównymi kolorami były czerwień i złoto. Kolor królów. To i tak cud, że został wpuszczony do tak ważnego miejsca. Władcy usuwanie pamięci kazali mu zacząć od Diancechta. Do salonu Dagdy, gdzie leżał Lekarz Bogów, wepchnął wręcz go Belenus, wyczuwając wątpliwości sługi. A potem go zostawili ze wskazówkami, jak dojść do Sali Posiedzeń i reszty gości.
Trójka bóstw rozsiadła się wygodnie na swoich starych miejscach, tylko Ostfel stał ze zwieszoną głową. Dopiero nieznoszący sprzeciwu głos Belenusa zmusił go do otwarcia ust.
– Mów.
Starając się, aby zabrzmiało to logicznie, zaczął wyjaśniać.
– Wiecie, jak działa mój dar, panie. Manipulowanie pamięcią polega ma zmienianiu pewnych rzeczy w mózgu, wprowadzeniu kilku, oczywiście mało istotnych, zmian. Nie jest to szkodliwe dla, wybacz mi takie wyrażenie, ofiary, lecz z pewnością powstaje wada, której nie powinno być w zdrowym organizmie. Nie mogę sobie zmieniać, ani usuwać pamięci, co wasza trójka już wie…
– Do rzeczy.
– Z gośćmi z Sali Posiedzeń obeszło się bez problemów. Mała modyfikacja w mózgu i niczego nie pamiętają. Sprawdziłem wszystkich. Problem się pojawił na początku, gdy tylko zostawiliście mnie w tym pokoju. Nie potrafię manipulować pamięcią Diancechta.
Ostatnie zdanie wypowiedział niepewnie, obawiając się reakcji bóstw. Lugh przeniósł wzrok na wspomnianego boga, który leżał wciąż nieprzytomny. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Belenus zacisnął zęby, a jego palce zaczęły wystukiwać nerwowy rytm na oparciu fotela. Natomiast w oczach Dagdy zagościł smutek. Wiedział, co będą musieli zrobić. Co będą chcieli zrobić.
– Diancecht jest Lekarzem Bogów – kontynuował pomniejszy bóg. – Jego moc nie jest jeszcze rozwinięta, ale działa poprawnie. A to wiąże się z pewną ,,przypadłością”. Wszystkie jego rany leczą się automatycznie, nie da się tego powstrzymać. A moje malutkie zabiegi, które przeprowadzam w mózgu, jego organizm uznał za ranę, chorobę. I od razu je leczy, a pamięć, która była zakodowana w tej części płatu mózgowego, wraca. Nie jesteśmy temu w stanie zapobiec. To Moc, Natura.
Zapadła cisza, przerywana brzęczeniem pszczoły, która wpadła przez okno, znajdujące się od strony ogrodu. Zegar stojący na komodzie tykał złowrogo, jaby odmierzając czas, który pozostał światu.
– Trudno. –Głos Belenusa zaskoczył ich wszystkich. – Wiemy, co musimy zrobić. Naprawdę mi przykro. Powiemy, że zginął, próbując wyleczyć rany Dagdy.
Dagda pokiwał głową, przeklinając Diancechta i jego moc. Lugh tylko wzruszył ramionami. Dla niego sytuacja była jasna od samego początku.
– Panie? – wydusił z siebie Ostfel, choć wszystko podpowiadało mu, aby pozostać cicho i wymknąć się niezauważony z komnaty, a potem z zamku. I jeszcze dalej.
Belenus podniósł się leniwie, podchodząc powoli do niego. Na ustach błąkał mu się szyderczy uśmieszek. Sługa chciał się cofnąć, ale powstrzymało go spojrzenie władcy. Pozostali tylko się przyglądali. Ostfel drgnął, gdy poczuł, jak ręka blondyna sunie po jego klatce piersiowej i zatrzymuje się w okolicach serca.
– Powiedz mi, Ostfel, nie możesz usunąć swojej pamięci, prawda? – spytał łagodnie, wpatrując mu się w oczy. Młodsze bóstwo zatonęło w tym błękicie, tracąc kontakt z rzeczywistością i nieświadomie odpowiadając na pytanie.
– Nie…
– Cóż, to szkoda. – Łagodne oczy zmieniły momentalnie swój wyraz, stając się bezlitosne i obojętne. Patrzyły na niego z drwiną. Ostfel poczuł nagłe ciepło w okolicy serca, zobaczył światło, które biło od dłoni Benelusa. Temperatura stała się nie do zniesienia, ale nawet jeden jęk nie wyrwał mu się z ust. Usłyszał tylko parę słów w języku Mocy, a potem nie było już nic.
Trójka władców patrzyła beznamiętnie na upadające ciało, które zaraz zaczęło się mienić złotem i chwilę później zniknęło. Nikt nic nie powiedział, póki ostatnie iskierki nie rozpłynęły się w powietrzu.
– To by było na tyle. Przynajmniej okazał się przydatny – mruknął Lugh, strzepując z rękawa nieistniejący kurz. Dagda podniósł się ze swojego miejsca, spoglądając porozumiewawczo na towarzyszy.
– Teraz czas na Diancechta – zawyrokował, odwracając się niespiesznie. I zamarł, a z jego gardła wydobył się okrzyk zdumienia. Belenus rzucił się w tamtym kierunku, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. To było niemożliwe!
Kanapa, na której przed chwilą leżał nieprzytomny uzdrowiciel, była pusta. Narzuta, którą go przykryto, leżała dokładnie złożona na oparciu mebla. Po Diancechcie nie było ani śladu. Firanka w oknie zatrzepotała na wietrze, jakby naśmiewając się z głupoty trójki władców.
– Gdzie on jest? – wysyczał Lugh, a powietrze wokół niego miało tę samą temperaturę, co piec w kuźni. Belenus krążył po komnacie, jakby oczekując zastać uzdrowiciela siedzącego przy kominku.
– Jego już tu nie ma. Jest zbyt inteligentny, by zostać w Mag Mell i innych moich lennach – stwierdził ponuro Dagda, któremu szalejący Belenus powoli zaczynał działać na nerwy.
– Wydajmy rozkazy, niech szukają go wszyscy bogowie. Niniejszym oskarżam go o zabójstwo Ostfela, mego ulubionego sługi – warknął bóg słońca, który był już w połowie drogi go drzwi. Zaraz zwoła posiedzenie, na którym ogłoszą wyrok.
Zanim wyszedł, spojrzenia trzech władców spotkały się, każde przekazywało ten sam komunikat.

Diancecht musi umrzeć.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam za tak długą przerwę. Mam nadzieję, że się podobało. Ostfel nie jest bogiem z żadnej mitologi, jakby ktoś się zastanawiał. I nie w każdym rozdziale będę kogoś uśmiercać.
Dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam,
Mentrix
P.S. Zna ktoś działającą szablonarnię, która dość szybko wykonałaby mi szablon? Bo nie mogę żadnej znaleźć.

26 komentarzy:

  1. Hej, hej!
    Jestem!
    Ja brałam szanlon z land-of-grafic.blogspot.com Ładne mają :)
    Na samym początku masz powtórzenie. Rzuciło mi się w oczy dwa razy ,,pałac".
    Powiem ci, że rozdział jest naprawdę dobry. Tak świetnie pokazałaś tutaj bezwzględność bogów, działanie w imię wyższej racjj, rządze władzy, że ja po prostu nie mogę wytrzmać! O ja cię! Naprawdę świetny rozdział! Dzięki bogu Diancecht uciekł, bo bym chyba nie wytrzymała bez niego! Będzie teraz o nim więcej! W ogóle jak Dagda może tak spokojnie zezwolić na śmierć boga, który go uratował?! Co za bogowie... No po prostu szkoda słów xd Nie spodziewałam się, że uśmiercą Ostfela, choć w sumie to było do nich podobne... O grrrr... Dlaczego?! Ale bogowie już tacy są... Cóż.
    W każdym razie czekam na następny rozdział!
    Weny, czasu! I pomysłu na plany pana M. Xd
    Pozdrowionka,
    Bianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za polecenie szablonarni, zamówiłam szablon, zobaczymy czy przyjmą.
      Poprawiłam już, dzięki za uwagę, bo sama przestaję myśleć o powtórzeniach.
      Ja bym miała zabić Diancechta? Boga, którego imię wygrzebałam z odmętów internetu i dałam mu nowe życie, mieszając cechy charakterów, które należą do moich ulubionych postaci? Nigdy! A przynajmniej nie teraz, bo przecież, jak zauważyłaś, tu się toczy walka o władzę, a zabicie jednego boga innym niestraszne. Tak, będzie o nim więcej. Następny rozdział będzie chyba kilka lat później, ale co w życiu bogów znaczy kilka marnych lat? I popatrz, ta trójeczka jest dobra. Więc jaka jest Morrigan? I Arawn?
      Wena na pokładzie, z czasem trochę gorzej, ale święta nadchodzą a z nimi wolny czwartek i skrócone środowe lekcje. Zgadnij, co będę robić? A pomysłu na pana M. wciąż brak. Serio, Bianka, myślę i myślę i nie mam pojęcia, co zrobić.

      Usuń
  2. Hej,
    bardzo fajny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego. Już lubię Diancechta. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z Gilanem. Może to z powodu jego odpyskiwania w poprzednim rozdziale.
    Rzuciło mi się w oczy jedno powtórzenie. Napisałaś "Gdy mu się to wreszcie udało, przechylił kieliszek, wlewając powoli jego zawartość do jego ust." Chyba powinno być "do swoich ust". Nie miej mi za złe, że wytykam ci błędy. Chcę ci tylko pomóc. Ja robię ich mnóstwo.
    Kiedy następny rozdział? Czekam z utęsknieniem i pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominuję cię do LBA! Link-
      http://ostatniamysl.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award_19.html?m=1
      Pozdrawiam
      Kot

      Usuń
    2. Dziękuję za nominację! Odpowiedzi na pytanie trochę zajmę, bo Bianka też mnie nominowała, więc jesteś druga w kolejce.
      Diancecht kojarzy ci się z Gilem? Może ma troszkę podobny charakter, ale raczej chodzi tu właśnie o ,,sposób" odpowiadania na różne komentarze. Bo Gilan jest... Nie, jeśli zacznę porównywać ich cechy, to mogę niechcący coś zaspojlerować, a tego byśmy nie chcieli.
      Nie, tu nie ma błędu, choć dziękuję, że zwróciłaś mi uwagę. Mogło tu powstać pewne niedopracowanie. Ogólnie chodziło o to, że Dagda wyczytał w swoich księgach, że szybciej się zdrowieje, gdy pijesz wino. W poprzednim zdaniu padło imię Diancechta. ,,Jego zawartość" - tu chodzi o zawartość kielicha. ,,Do jego ust" - tu chodzi o Diancechta. Teraz trochę zmieniłam to zdanie, mam nadzieję, że wyda się bardziej zrozumiałe.
      Dziękuję za komentarz i idę pisać zwiadowców (tak, możesz się cieszyć)

      Usuń
    3. Yay! Normalnie teraz będę co pięć minut wchodzić żeby sprawdzić czy coś wstawiłaś xD

      Usuń
    4. Oj, wchodzić to możesz zacząć ewentualnie dzisiaj wieczorem. To najszybciej. A i tak cię poinformuję, jak coś wstawię.

      Usuń
    5. W sumie nie musisz, bo cię obserwuję.

      Usuń
    6. Oj, daj mi tę przyjemność ;) Potem możesz sobie usunąć...

      Usuń
  3. Rozdział cudowny. Już uwielbiam Diancechta ^.^ Weny, weny i jeszcze raz weny.
    PS. Nie informuj mnie o rozdziałach ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, że czytasz i komentujesz :D Uwielbiasz Diancechta, choć prawie się nie pojawił w tym rozdziale? To dobrze, bo takie było moje zamierzenie. Mam w pamięci, że obserwujesz bloga i nie muszę cię powiadamiać, ale po prostu robię to hurtowo. Postanawiam się poprawić i następnym razem nie będę spamować :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj.
    Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem. Zaintrygowałaś mnie i pochłonęłaś. Świat Bogów wydaje się być mocno skomplikowany. Zwłaszcza, że mitologia to naprawdę złożona historia.
    Ty pokazałaś zupełnie inny świat.
    Całkowicie zbiłaś mnie z tropu i zachwyciłaś. Czegoś takiego właśnie oczekiwałam po mistrzyni, którą niepowtarzalnie jesteś.
    Wspaniałe opisy (które uwielbiam)i długość rozdziału.
    Skąd też bierzesz te imiona?
    Dianceht (nawet nie wiem czy dobrze wymawiam), czy chociażby Belemus a nawet Lught.
    Widzę również, że intryga goni intrygę.
    Pokazujesz jak wszystko wygląda potocznie a ta historia może zmienić swój bieg.
    Naprawdę jestem pod wrażeniem i moje szczere gratulacje.
    Z przyjemnością jeszcze tu zajrzę gdyż jestem ciekawa co jeszcze pokażesz.
    Masz naprawdę duże możliwości.
    Pozdrawiam mocno i życzę weny <3

    www.autorska-strefa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zdobyłam nowego czytelnika :D Do ciebie też zajrzę, bo opowiadania typu ,,poszukuję reinkarnacji mojej ukochanej, która przy okazji była wampirem tak jak ja" to mój świat.
      Mitologia jest bardzo złożona, a jak ja chcę różne panteony pomieszać... Nawet mi ciężko jest się ogarnąć i ciągle korzystam z tej zakładki Bohaterowie.
      Ja mistrzynią? Chyba osoby pomyliłaś... Raczej licealistką, która zrobi wszystko, żeby się nie uczyć. A ponieważ lubię pisać - dlaczego nie?
      Akurat taka długość to nowość, na moim drugim blogu zwykle rozdziały mają tylko 5 strom. Tu dochodzą do 8.
      Imiona są z mitologi, przeszukałam internet. O ile Dagda jest jednym z głównych bóstw celtyckich, to Diancechta było trudno znaleźć. Ale się udało i oto jest! Tylko Ostfel z tego rozdziału to imię wymyślone przeze mnie.
      I też nie wiem, jak wymawiać. W końcu poprawnie to będzie po staroceltycku, a kto umie ten język?
      Dziękuję i nawzajem ;)

      Usuń
  6. No, widzę, że najwyższa pora zacząć ogarniać panteony i zapamiętywać imiona :) Dagda jeszcze jak Dagda, ale Lugha i Belenusa to myliłam przez pół rozdziału... Typowa ja - trochę minie, nim się ogarnę. Ale spoko, prędzej czy później zacznie mi się wszystko porządkować. W sumie to już pod koniec zaczęło, więc nie jest źle. I już muszę powiedzieć, że podoba mi się, jak ukazujesz bogów. Tak bardzo... Ludzko. I naturalnie. Jesteśmy jak najbardziej w stanie ich zrozumieć. Lubię takie przedstawienie :) Tak, tak, antropomorfizm górą... Przeciwdziałania panice, jednocześnie chęć utrzymania dotychczasowej władzy, załatwianie wszystkiego po cichu... Brzmi podejrzanie znajomo, nie? I, hm, w sumie jeszcze nie jestem w stanie stwierdzić, że polubiłam Dagdę&Company. Zdecydowanie współczułam Ostfelowi, gdy go tak potraktowali. Czułam, że to się tak skończy i aż miałam ochotę krzyczeć, by go ostrzec... Ale, cóż, ciekawa jestem, ile osób na miejscu naszej trójcy postąpiłoby inaczej. Także póki co jeszcze ich nie oceniam i wstrzymuję się. Aczkolwiek zdecydowanie intryguje mnie postać Diancechta i nie mogę się doczekać, aż dowiemy się o nim czegoś więcej... Cóż, z pewnością nie można by go winić za wystąpienie przeciwko Dagdzie, skoro chcieli go zabić. O ile wystąpi. Szczerze, na to mam nadzieję, bo byłoby bardzo ciekawie ;) A poza tym chyba już znasz moją słabość do złych postaci, które tak naprawdę wcale nie są złe. Ale jakkolwiek to by się nie potoczyło, wiem, że wymyśliłaś coś super :)Także, cóż, pozostaje mi życzyć weny i czekać cierpliwie na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam ciepło,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwyższa pora :) Na razie zapamiętaj Lugha, Belenusa, Dagdę i Diancechta. To najważniejsi. A Lugha i Belenusa też mylę. Bo w końcu B. to bóg słońca i światła, a L. to rzemiosła i podróży. Z jakiegoś powodu to podobne i się myli. Ale zaczynam ogarniać :D
      Antropomorfizm to podstawa! Grecy i Rzymianie to podstawa. Bez tego świat ani rusz. Znasz może jakieś miejsca w Warszawie nawiązujące do antyku? Bo AW chce jakiś projekt od naszej klasy.
      I masz nie stwierdzać, tylko poczekać kilka rozdziałów i wtedy wydać wyrok.
      Diancecht będzie w kolejnym rozdziale w dość sporej dawce. Ale to najszybciej za tydzień. I raczej nie wystąpi przeciw Dagdzie. W prologu, w tym wstępie, było napisane:
      Bogowie nie wybaczają, doskonale pamiętamy wszystkie zadane nam rany, wyrządzone krzywdy, lecz jesteśmy cierpliwi. Potrafimy wstrzymać się z zemstą, aby uderzyć, gdy przeciwnik nie będzie się spodziewał, kiedy będzie najbardziej odsłonięty.
      Tu masz odpowiedź :)
      Nie wiem czy super, ale wymyśliłam coś skomplikowanego, przynajmniej dla mnie.
      Dziękuję serdecznie za komentarz i za poświęcony czas :D Wygrałaś tą olimpiadę?

      Usuń
    2. Lugh, Belenus, Dagda, Diancecht. Ok, z tym powinnam sobie poradzić :)
      "Grecy i Rzymianie to podstawa. Bez tego świat ani rusz." - ha, ha, no, dokładnie, AW by cię za to pokochała :) Jaki projekt? I tu chodzi po prostu o architekturę, nazwę czy o co tak właściwie?
      Jej, będzie Diancecht! Super! Już czuję, że nawet jeśli nie polubię jego postaci (w sensie jako osoby), to i tak polubię jego historię. A teraz tylko mnie w tym utwierdziłaś. Już nie mogę się doczekać!
      A z olimpiady mam finalistę, co oznacza 100% z matury :D I AW mnie już nie pyta, już nie piszę sprawdzianów... Bomba! W ogóle było super: Lublin, brak szkoły, dojazd, zakwaterowanie i wyżywienie opłacone, zwiedzanie, uroczysta kolacja, fantastyczni ludzie i jeszcze dzięki temu nie piszę łaciny - no interes życia po prostu! A w ogóle to dzisiaj właśnie się spotkaliśmy ze znajomymi z olimpiady, dalej utrzymujemy kontakt, naprawdę są świetni. Także jak najbardziej polecam :)

      Usuń
  7. Piszesz super. Fajne opisy, niezłe dialogi,wciągająca akcja. Ciekawie opisalas bogów, są niesamowicie rzeczywiści :) życzę weny :)
    Letha Kenda http://kszwamzp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Czasem zastanawiam się, czy nie są aż nazbyt rzeczywiści i ludzcy, ale nie mogę przecież z nich zrobić zimnych, niemających uczuć skał. Jeden taki bohater - nie ma problemu. Ale całe opowiadanie składające się z takich? To bez sensu :D Dobrze, że ta ich w pewnym stopniu "ludzkość" nie przeszkadza.
      Och, ja też sobie życzę weny... I tobie oczywiście.

      Usuń
  8. No no no, Mentrix Hadley, widzę, że w kwestii pisania rozkwitasz coraz bardziej ;). Bardzo podoba mi się to nowe opowiadanie; dobrze, że podałaś mi linka do siebie :).
    Nowi bogowie są bardzo ciekawi i interesujący. Akcja jest wciągająca, opisy nieco poetyckie, z lekką nutą nostalgii. Wszystko do siebie pasuje, a jeśli chodzi o błędy, to jest ich tak niewiele, że naprawdę nie rażą zbytnio w oczy ;). Podsumowując- wszystko super.
    No to tak: będę tu wpadać, bo mi się podoba i czuję się zobowiązana.
    No. To tyle xd
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Xoxo ;*
    Annabell di Angelo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co, przecież trzeb się jakoś reklamować :)
      Cieszę się z tych opisów, bo takie miały byś. Wzorowałam się na Wiszących Ogrodach Semiramidy, jednym z cudów świata. Nagły pomysł, bo na łacinie je przerabiałam.
      Dziękuję i mam nadzieję, że sprostam wyczekiwaniom.

      Usuń
  9. Hej ;)
    Ja wiem, że jak zawsze z opóźnieniem, ale nie mniej jednak, jestem.
    Twoje rozdziały są naprawdę na wysokim poziomie. Bardzo podoba mi się pomysł z hierarchizacją bogów. To nadaje temu wszystkiemu taki, można powiedzieć, ludzki wymiar.
    Wcale nie przeszkadzają mi te zabójstwa, zwłaszcza, że nie są one przypadkowe. Wszystko ma tu swój cel.
    Z ciekawością będę śledzić dalszy rozwój wypadków.

    Pozdrawiam serdecznie,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ważne kiedy,, ważne że jesteś ;)
      Właśnie się obawiałam, czy wymiar nie będzie zbyt ludzki, ale chyba dobrze wypadło. A zabójstw musi na początku trochę być, aby pokazać charaktery pewnych postaci i zdeterminować całą opowieść. Bo przecież niektórzy będę się mścić i muszą mieć za co.

      Usuń
  10. Hej! Zapraszam na land-of-grafic.blogspot.com po odbiór zamówionego szablonu. Znajdziesz go w notce nr 1798-1803, pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  11. [SPAM]
    Słowo ma ogromną wartość. Wartość której nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Słowo ma moc. Przerażającą moc. Może razem nauczymy się, jak zapanować nad słowem?
    Healer Words to blog (chyba) felietonistyczny. Amatorka pisania – Helaer – wraz z innymi duszyczkami postanowiła wkroczyć na nieznane dotąd wody oceanu i stworzyć coś, co pobudzi szare komórki Kociaków do myślenia. W codziennym biegu przeplatają się w naszym życiu prawdy oczywiste wyrażane słowami. Słowo ma moc. Tylko wytrawny gracz umie panować nad słowem, wyrażać słowami to, co czuje, chce przekazać innym.
    Nic chyba nie stoi na przeszkodzie byśmy stali się wytrawnymi graczami, prawda?
    Zapraszam na > Healer Words <
    Z ukłonami, Healer

    OdpowiedzUsuń
  12. WItaj.
    Muszę przyznać że to opowiadanie mocno mnie wciągnęło.
    Uwielbiam sprawne poruszanie się między światami.
    Stworzyłaś świat, który przyprawia o dreszcze, porusza wyobraźnie a bohaterowie sprawiają że czyta się z wypiekami na twarzy.
    Już dawno nie wciągnęłam się w nic jak tym razem.
    No i stworzyłaś tylu bohaterów niemal jak w Grze o tron (wciąż nie wiem kto jest tym głównym) ale mimo wszystko zaciekawiłaś mnie bardzo.
    Lubię historię które wciągają i nie są zwyczajne. Twoje zdecydowanie do takich należy.
    pozdrawiam mocno.

    www.autorska-strefa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. To ich idealne rozwiązanie wcale nie jest takie idealne. Jakaś "miernota" była w stanie okraść potężnych bogów? To przypadkiem nie podważy ich wielkości? :P
    Przed imiesłowami przymiotnikowymi nie stawia się przecinka. Na końcu masz literówkę.

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic